Kilka smaków Tunezji


Słodko i pikantnie.

Gaje oliwne
Szałwia w termach Piusa
Tak najogólniej, ale i całkiem trafnie można streścić wrażenia kulinarne z pobytu w Północnej Afryce. Oprócz kulinarnych hitów takich jak Brik, czyli rodzaj trójkątnego, smażonego pieroga z różnorakimi nadzieniami, ewentualnie pikantnych, jagnięcych kiełbasek Merguez da się zauważyć pewne wyraźne tendencje.
Francuskie wpływy są widoczne na każdym kroku. Bagietki w Hammamet piekły się na okrągło. Było ich więcej niż tradycyjnego chleba Berberów – tabouna. Masło przegrywa z oliwą, ale nie może ten fakt dziwić, skoro gaje oliwne są praktycznie wszędzie. Śniadania stały pod znakiem pieczywa, jajek na twardo, parówek z kapustą (do tej pory nas to ciekawi). Ciasta i słodkie pieczywo cieszą się dużą popularnością. A może jogurt z płatkami i do tego sok owocowy? W porządku, ale trzeba być przygotowanym na ok. 30 % więcej cukru w każdym przypadku. Nie było to łatwe do zaakceptowania. Warto wspomnieć też słodką kaszkę z sorgo, która smakowała lepiej niż wyglądała, ponieważ była szara.
Kolejne posiłki upływały już pod znakiem dużej ilości oliwek, przepysznych kaparów, które urzekły nawet bardziej niż owoce dające aromatyczne oliwy. Takich kaparów jeszcze nie jedliśmy. Idealnie zrównoważone pod względem kwasu, goryczy i soli. Oczywiście te dodatki można połączyć z wszędobylską kapustą i harissą, w składzie której jest m.in. papryka, czosnek, kolendra i mięta i już takimi surówkami można było się smacznie wyżywić. Uznaniem cieszą się też kiszonki. Harissy próbowaliśmy z wieloma potrawami i zawsze dodawała miłych, choć ostrych wrażeń. A z konkretnych dań królowały te na bazie kuskusu i   styl przyrządzania potraw uzmysławia, że jest się właśnie w Tunezji. Dobrym przykładem tunezyjskiego stylu jest Malthouth.

Palony jęczmień, ciecierzyca, kminek, kurkuma, oliwa, ziemniaki – to tylko niektóre składniki. A do tego może Meshoui? Grillowane pomidory i papryka z czosnkiem i oliwą? Bardzo sycące są zupy, np. czerwona shorba z drobnym makaronem. Przyjemnością był smak Tagine. Krojony niczym ciasto, zawierający w sobie kaszę, siekane mięso, jajka, kolendrę, cytrynę i wiele innych składników. Przypominający nieco fritattę.
Cóż po tych pysznościach skoro turyści (zwłaszcza polscy) wolą frytki, pulpety i spaghetti. Oj, dużo było ich wybrzydzania…

Loukhoum
Wracając do smakołyków to ważną „gałęzią” tunezyjskiego menu są słodycze. Wariantów zauważyliśmy dużo. Za dużo. Nie ogarnęliśmy. Chałwy, daktyle, figi z dodatkami, nugatowe słodycze z sezamem, orzechami różnej maści to tylko niektóre z propozycji. Bardzo popularne są Loukhoum, czyli jędrna mieszanka skrobii, cukru i cytryny. Całość posypana jest cukrem pudrem. Podobno afrodyzjak, choć tyle tych afrodyzjaków mamy na świecie, że powinno nas być dwa razy więcej. Były też torty i tarty. Najczęściej z masą budyniową lub galaretkami. Tymi nigdy nie gardziliśmy.
A co w kwestii trunków? Przypadła mi do gustu przesłodka herbata z miętą. Taką mógłbym pijać codziennie. Łaszek pewnie by się wściekła, bo nie słodzi herbaty, a ja – za dwoje. Ciekawa jest też herbatka z pinią. Znak rozpoznawczy miejscowości Sidi Bou Said. A reszta napojów? Momentami człowiek tęsknił za coca colą, bo woda mogła być niezdrowa, soki są dosładzane, a alkohol teoretycznie niezbyt zachęcający, o czym informują nawet miejscowi. Jednak i w tym względzie da się znaleźć ciekawostki. Likiery Cedratine i Thibarine zdobyły nasze uznanie. Pierwszy o pomarańczowo-różanym aromacie. Drugi - ziołowy, choć też słodkawy, bo z daktyli. Thibarine często spożywany jest jako digestif. Produkują go francuscy mnisi. Warty spróbowania jest destylat o nazwie Boukha. Produkowany z fig i znakomicie sprawdzający się w drinkach. Spróbowaliśmy nawet tunezyjskiej whisky Grand House. Pasowała do letniego klimatu. Dość owocowa, lekka. Wielu „koneserów” nie wierzyło, że to whisky. Oczywiście daleko jej do rasowych „łiskaczy”. Nie można zapominać o winach. Francuzi i na tym polu dali coś z siebie. Przyjemne
Chardonnay Domaine Clipea miało mineralny smak, połączony z nutami dojrzalszych owoców. Młode, a już bardzo dobre. Mniej spodobało nam się Vieux Magon 2008. Choć gładkie, o przyjemnych taninach i lekko pikantne, to nie pozwoliło zapamiętać się na dłużej. Z piw – jedynie Celtia, jasne o zawartości alkoholu 5 %. Bardzo przyzwoite.
A co do sensacji żołądkowych, to, no cóż… Taka jest cena tego typu wypraw. W trakcie wyprawy się nie pojawiały. Za to po powrocie…

Komentarze