Teoretycznie każdy umie je zrobić,
ale w knajpach mamy mrożonki.
Pewnie to kwestia skracania czasu przygotowania
potraw, bo raczej nie oszczędności pieniędzy. Tak czy inaczej, w końcu jest
miejsce, gdzie można zjeść ten belgijski (a nie amerykański) przysmak. Nie
będziemy teraz wywlekać ich historii, ale warto wspomnieć, że frytki miały być
substytutem rybek, a żeby smakowały lepiej, smażono je na wołowym oleju.
Oczywiste jest to, że potrzebne są do ich wykonania
świeże ziemniaki, ale koniecznym warunkiem prawidłowego przygotowania jest podwójne
smażenie. Tak też robi się w Małej Belgii, do której wiedzie brama na
Krakowskim Przedmieściu, zdominowana przez jakimś cudem istniejącą jeszcze
knajpę „azjatycką”. Lubimy takie nieoczywiste miejsca, ciasny lokalik z
przyjazną obsługą i konkretami zamiast grafomańskich zapowiedzi niebiańskiej
uczty.
Sprawdziliśmy wszystko, co było do zjedzenia, a
więc pocięte kartofelki i sosy do nich, jak również kawałki smażonego kurczaka.
Stripsy mogą być pikantne lub łagodne. Niczym się nie wyróżniły. Nosiły
znamiona gotowców, więc tym bardziej trudno je polecić. Jeszcze gorzej
zaprezentowały się skrzydełka, które z początku zwiodły słodko - pikantnym
czartem, by zaraz trzepnąć w łeb chemicznym odcieniem przypraw z przewagą soli.
Odpuśćcie je sobie.
Na szczęście w naszych średnich wielkością
zestawach (15 zł) oprócz kurczaka znajdowały się frytki i sosy. Te pierwszy są
robione z odmiany Bintjes. Holenderskiej co prawda, ale znakomitej do tej
potrawy. Łaszek zastanawiała się, czy te frytki faktycznie krojone są ręcznie.
Według mnie tak, ale ona pewności nie nabrała. Istotne jest to, żeby frytki
usmażyć dwa razy. Niektórzy robią to na wyczucie, inni obserwują frytki, a
jeszcze inni ustalają różne temperatury do każdego smażenia. Efektem ma być
kremowe wnętrze kartoflanych rybek, pokryte chrupiącą skórką o złotym
kolorze. W Małej Belgii frytki smażone
są dwa razy, w tym raz przy kliencie. Efekt jest świetny, choć mogłoby jeszcze
trochę potaplać się w tłuszczu. Raczej roślinnym, ale co zrobić, że teraz takie
trendy mamy? Frytki były dobre nawet po kilkudziesięciu minutach, co jest dla
nas ostatecznym sprawdzianem.
![]() |
Sosy: zielone pesto i remulada |
Ciekawe są też sosiki. Wybraliśmy remuladę (w
składzie z m.in. majonezem, piklami, kapustą i ogórkiem). Gładka konsystencja
utrudniała rozpoznanie wszystkich składników, ale smak był przyjemny. Ale czy
majonez stanowiący bazę wszystkich sosów przygotowywany jest od postawy?
Niekoniecznie. Drugi sos to zielone pesto (majonez, bazylia, orzechy nerkowca i
włoskie). Też dobry. Wyraźny, charakterny, pięknie zielony i mądrze wymieszany
przed podaniem, żeby tłuszcz nie został na wierzchu.
Warto wspomnieć, że jedzenie ubrane jest w
opakowania imitujące gazetę, co też jest ukłonem w stronę historii i pewnie
niecodziennym dla wielu smakoszy pomysłem.
Obsługująca nas pani szczegółowo pytała o
zamówienie, zabawiała rozmową w trakcie czekania i wyraźnie cieszyła z tego, że
są klienci.
Wnętrze jest ciaśniutkie i co łatwo przewidzieć,
odpowiednio pachnące, a więc zalecamy wpaść tam, pogadać, zabrać nasze
ziemniaczkowe skarby i iść dalej w świat. Z taką porcją energii żadna pora roku
nam nie straszna. A jaką mamy teraz? Kto to wie?
Adres: ul.
Krakowskie Przedmieście 26/Narutowicza 11
;) frytki i sosy przepyszne. polecam sie tam wybrac, korzystajac ze znizki na stronie www.qpony.pl
OdpowiedzUsuńByłam tam dziś i gorąco polecam. Naprawdę fajne miejsce a frytki pyszne. Jadłam średnią porcję wraz z sosem czosnkowym i andaluzyjski. Dla mnie średnia porcja okazała się za duża. Fajne miejsce na kulinarnej mapie Lublina.
OdpowiedzUsuńNie ma nic wspolnego z belgia. Smaki zupelnie inne jesli chodzi o frytki a o frikadelach i sosach nie wspomne, zwykle mieso mielone i choc sklad prawdziwych frikadeli nie jest do konca znany to pani zjadla wszystkie rozumy a to nieudana samorobka z miesa mielonego. Frytki posmak gorzki zupelnie inny nie przypominajacy belgii. Proponuje pojesc najpierw smakolykow w prawdziwych belgijskich fryturniach i porownac czy to belgia
OdpowiedzUsuńa ta babka byla w belgii ??
UsuńJakoś tam dziwnie..
OdpowiedzUsuńNie doczytując dokładnie adresu a może, widząc na deptaku wielki szyld "oryginalne frytki belgijskie" udałam sie tam.. frytki zwykłe, sosy w butelki kupne.. żenada. To jest jakaś filia czy ktoś sie ładnie podpiął nazwa i żeruje na ich dobrej opini?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. My tam nie byliśmy jeszcze...
OdpowiedzUsuńCD tropienia. Kolejne odwiedzone przez nas miejsce to Mała Belgia. Jak wielu, pomyliliśmy ją z nieszczęsną frytkarnią z deptaka (nie polecam, fatalne frytki i cała reszta). Na szczęście po falstarcie trafiliśmy to tego malutkiego raju frytkowego. Zamówiliśmy 3 średnie porcje i 6 sosów (limonkowy z mango i chilli był boski). Wyszliśmy usatysfakcjonowani i najedzeni do syta, unosząc resztki sosów do domu. Dzieci już nie wzdychają na widok MCDonalda, a za to z nostalgią wspominają fryty z Małej Belgii. Wybierzemy się tam jeszcze nie raz, zwłaszcza, że mają być też gofry, a to mój ulubiony deser. Polecam serdecznie i nie anonimowo.
OdpowiedzUsuńsyf i malaria!
OdpowiedzUsuń