Wcinanie pstrąga i „Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów”

Pod taką nazwą odbyła się impreza organizowana przez Departament Rolnictwa i Środowiska Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie oraz Polską Izbę Produktu Regionalnego i Lokalnego. Wcinanie pstrąga było wcześniej.

Na wstępie o Krężniczance. Odwiedziliśmy ją przed wizytą na zamku w Janowcu. Siedziba mieści się pod adresem Krężnica Jara 21. Jest to w zasadzie motel z knajpką, ale położony nad stawem, w którym pławią się pstrągi, sumy, karpie, liny a i amur się znajdzie. Tym rybom warto poświęcić czas i miejsce w żołądku. W menu są też inne, ale mrożone. Rozumiecie, że bezsensowne jest zamawianie ich, no chyba, że jesteście w fan-klubie morszczuka.

Jest kilka możliwości. Pofatygujcie się i poznajcie wszystkie. My polecamy wersję pieczoną. Pstrąga uprzednio zamarynowanego, piecze się i podaje w prosty sposób, z cytryną. Mięso jest odpowiednio słone, lekko pieprzne z wyczuwalną odrobiną ziół. Przyprawy podkreślają smak ryby a nie na odwrót. Dodatki trzeba poprawić. Surówki leżą za długo, co mnie dziwi, bo ruch w interesie ogólnie jest. Niewarzywni klienci czy przygotowuje się je w monstrualnych ilościach? Zaryzykowałem dobranie frytek. Jak można się spodziewać – frytki z wielkiej torby. Mrożonej torby. Domowe byłyby niezbyt dużym problemem, a na pewno poprawiłyby smak dania.

Jeśli macie jechać nad Zalew Zemborzycki „na rybkę” to polecam zrobienie jeszcze kilku kilometrów i spożycie jej właśnie w Krężniczance. Tam warto. Są piwa z lokalnych browarów więc można tam posiedzieć dłużej.   Staw, las i szum wody koją równie dobrze jak sycący pstrąg i szklaneczka piwa.

Pora na streszczenie wizyty w Janowcu. Zamek, choć w ruinie, prezentuje się wspaniale. Monumentalna budowla na opoce górno kredowej ze zdobioną elewacją robi wrażenie podczas każdej wizyty. Czego nie można powiedzieć o nieładzie panującym podczas tytułowego wydarzenia. Już przy kasie biletowej można dowiedzieć się wielu, sprzecznych informacji. Ile za zwiedzanie? Ile za samo wejście na dziedziniec? Tak nawiasem mówiąc to spokojnie i bez tych biletów dało się wejść.

W tym roku stu dwudziestu wystawców, wystawiając około dwustu produktów, walczyło o zwycięstwo. Było w czym wybierać. Bogate jest lubelskie w produkty smaczne i ekologiczne. Czego tam nie było! Nalewki, wina owocowe, pierogi, ciasta, owoce, sery, miody, wędliny. Wymarzony zawrót głowy gwarantowany. Fajerczak, kibiny, kodeńskie pęzidło, smocza krew, pijana babka, złamane serce Lascarisa, ćwikiełki, pranot, buroczok, brzdyń, pampuchy z czybryco, marengi – kombinujcie co to za potrawy.

My zaopatrzyliśmy się w ser dojrzewający na stoisku Doroty i Jerzego Moniów z Krupego, nalewkę z gruszki Krystyny Bańki z Kraśnika i sekreciki piwne Elżbiety Tomaszewskiej z Celejowa. Pozycją obowiązkową był chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Zaczynając od końca – ogórek mało kwaśny. Smalec treściwy, chleb na zakwasie – bardzo smakowity. Ser miał delikatny i łagodny, lekko wędzony posmak z przyjemną grzybową nutą przy skórce. Sekreciki z ciasta drożdżowego dobrze wypieczonego, skrywały lekko pikantne nadzienie z kapusty i pieczarek. Proste i smaczne. Nalewka była wytrawna, z długim gruszkowym finiszem. Przy takich produktach nie ma ściemy. Choć bywają niedokończone dzieła.

Z wad opisywanego wydarzenia można przytoczyć ciasnotę między stanowiskami ze smakołykami. Nawet nie chcę wiedzieć co by było gdyby naraz wszyscy chcieli się ewakuować. Ludzie tratowaliby się. Zresztą nie tylko podczas tej imprezy było widać, że nie wszyscy mają po kolei w głowie. Minusem na pewno też jest brak większej promocji. Czasami ma się wrażenie, że imprezy tego typu są elitarne. Ale nie jest źle. Z roku na rok przybywa uczestników i publiczności. Pogoda dopisała a to chyba jeden z ważniejszych elementów.  Oby więcej takich wydarzeń. Już niedługo spotkanie w Nałęczowie.

Polecane strony w Internecie:

Komentarze