W Młynie (zamknięta) – mamy lidera


Zbieraliśmy się i wybieraliśmy się. Gdy w końcu dotarliśmy, pożałowaliśmy, że tak to późno to zrobiliśmy.

Pewnie trwałoby to kolejny rok, bo od takiego czasu planowaliśmy wizytę w Jakubowicach Murowanych, ale zostaliśmy delikatnie wywołani na FB restauracji, więc zareagowaliśmy według zasady: Mówisz i masz. Dziękujemy za bodziec. Podczas kolejnych faz posiłku przypominaliśmy sobie powody, dla których dopiero teraz próbujemy dań Piotra Skwarka i nawet nie będę ich przytaczał. Nie ma dla nas usprawiedliwienia za tak duże spóźnienie.
Czipsy z kaczki
Przezroczysta zupa pomidorowa
Wybraliśmy stolik na tarasie, żeby skorzystać z ostatnich ciepłych dni. Wokół spokojna okolica, leniwie płynąca Bystrzyca i dużo zieleni. Okoliczności przyrody wręcz sielankowe. Krótkie menu to błogosławieństwo, inaczej wybieraliśmy do nocy. Łaszek zdecydowała o starcie w postaci swojej zupnej faworytki, czyli pomidorowej (14 zł), w tym przypadku - przezroczystej. Przedtem jednak otrzymała chipsy (prażynki) o kaczym aromacie. Na szczęście ja też. Przyjemnie się chrupało, wyłapując aromaty tego pysznego drobiu. Po czekadełku otrzymała obiecaną zupę, która powstała na talerzu. Sok pomidorowy został połączony z pozostałymi odsłonami pomidora (suszone, świeże i grillowane). Wyszło bardzo ładnie. Dodatki śmietany i bazyliowej emulsji sprawiły, że zupa zadowoliłaby i fanów kuchni śródziemnomorskiej i kuchni rodzimej. Trochę słodka, trochę kwaśna. Jednak z całym szacunkiem dla pomidorówki – to nie dla niej przyjechaliśmy. Przystawką, która przyciągnęła moją uwagę było mleczko z wątróbki
Mleczko z wątróbki
drobiowej z marynowanymi buraczkami i owocami jagodowymi (18 zł). Sposób podania przypominał krem brulee. Delikatny mus wątróbkowy przykryty był skarmelizowaną, chrupką pierzynką. Wyjadałbym go prędko palcem w ukryciu, ale Łaszek nie pozwoliła na to. Wie co dobre. Marynowane buraczki na szczęście zachowały swój naturalny aromat, z czego bardzo się cieszyłem, bo buraki lubimy na wpół surowe, jedynie z oliwą. A kwaskowe owoce i celowo rozwarstwiony winegret dopełniły pięknej kompozycji, odznaczającej się całą gamą smaków. Z resztą tak zostało obmyślone każde danie.
Krem i galaretka borowikowa
Sorbet
Wróćmy jednak do kulinarnych prezencików. Otrzymaliśmy ich więcej. Po chipsach na stole pojawił się krem  i galaretka borowikowa, pokryte pianką majerankową. To danie przychodzi mi pierwsze na myśl, gdy wspominamy tę konsumpcję. Pomysłowość, elegancja, połączona z prawdziwymi, naturalnymi smakami. Już byliśmy kupieni, ale wciąż zachowywaliśmy czujność. Przed daniem głównym, a po zupie i przystawce, oczekiwanie umilił nam sorbet z sosem miętowym i ziemią czekoladową. Delikatna owocowość i rześkość mięty to sprawdzony duet. Nie zawiódł, a na dodatek radośnie oczyścił kubeczki smakowe.
Głównym punktami programu zostały jagnięcina i stek z karczku. Łaszek opędzlowała kruchą karkóweczkę ze śliwkami pod wieloma postaciami i kaszą gryczaną (34 zł). Mnogość tekstur i aromatów powalała. Na dodatek przekonaliśmy się do połączenia śliwek ze szczypiorkiem. Jeśli dodamy do tego puder z grzybów i autorski sos to okazuje się, że to mięso uważane u nas jako dobre tylko z grilla przeżywa swoje odrodzenie. Podobnie jak jagnię zostało przygotowane z najwyższą
Karkówka
Jagnięcina
starannością, zachowując kulturalną soczystość, a zyskując perwersyjną chrupkość. Młoda owieczka, która chciała zniknąć w moich ustach w mgnieniu oka za towarzyszy otrzymała warzywa (marchew, kalarepkę, szpinak) i ogórek w jogurcie. Był i sos miętowy. Całość za 52 zł. To było najdroższe danie, a więc ceny nie są kosmiczne, biorąc pod uwagę jakość. Mięso znowu było pyszne, a warzywa jędrne i charakterne. Najbardziej rozczuliła rzadko spotykana kalarepka, którą połykałem z żalem. Jedyne co mnie zastanowiło to fakt, że to danie, które wydawało się hitem karty, chyba nim nie jest. Sposób podania już nie tak artystyczny, a i smak, choć znakomity, to jednak bez odrobiny szaleństwa. A ogórka byśmy nie wpychali do słoiczka, bo to zwyczajnie niewygodne, co jednak trzeba przyznać – interesujące w wyglądzie, a wiemy, że je się najpierw oczami, a poza tym większość smakoszy lubi wyjadać ze słoików.
Został deser. Tutaj znów wariacje, radocha i zazdrość dotycząca talentu kucharzy. Chłodnik z wiśni z sorbetem, ciasteczkiem, czekoladowym i zestalonym musem, a także orzechem laskowym zatopionym w karmelu o dłuuugim ogonku. Taka delicja kosztowała 19 zł. Choć to wybór Łaszka, to stwierdzam, że deser ten jest dla mnie idealny, bo owocowo-czekoladowy. Nie pozostaje nic innego jak znów pochwalić za staranność, pomysłowość i dbałość o każdy detal na talerzu. Forma znów była ozdobą, nie przyćmiewając treści.
Chłodnik z wiśni
O jedzeniu można by jeszcze długo pisać, bo jest tego warte. Ale są też inne aspekty. Wystrój jest elegancki i stonowany. W ogrodzie i na tarasie panuje natura i dobrze, że się jej nie przeszkadza. Co do obsługi to nie mamy zastrzeżeń. Kelner  zachowywał się elegancko i rozmawiał z nami naturalnie. Zaciekawił nas sposób podawania sztućców, ponieważ nie były one ułożone standardowo, a za każdym razem były nam podawane z koszyczka. Zastanawialiśmy się, co by było, gdyby ktoś wybrał złe sztućce? Mniejsza o to. Bardziej brakowało nam serwetek. Czasami się przydają, choćby dla pewności, że po zjedzeniu tych pyszności nie wyglądamy jak małe dzieci - potwory z reklam proszków do prania. Nie otrzymaliśmy też karty win, a terminal do płacenia kartą się zawieszał. Mogą zdarzyć się goście, którzy będą czuli z tego powodu duży dyskomfort. Więcej uwag nie mamy.
Zbierając wszystko w całość jesteśmy szczęśliwi, że udało się w końcu zjeść „W Młynie”. Na długo zapamiętamy te smaki, a i z chęcią poznamy nowe, bo menu jest wiecznie żywe, co nas bardzo raduje. Drobne niedociągnięcia nie mącą nam pozytywnych wrażeń. To miejsce powinien odwiedzić każdy, komu zależy na tym co je. Lokalne produkty przyrządzone nowoczesnymi technikami są obecnie najmodniejszą, ale i najsensowniejszą formą wydawania pieniędzy w restauracji. A efekty finalne lądujące na stołach każą nam przyznać lokalowi z Jakubowic palmę pierwszeństwa. Gratulujemy.


Adres: Jakubowice Murowane 88, 20-258 Lublin
Numer telefonu: (81) 751 09 09
Godziny otwarcia: wtorek – niedziela (12-22)
Dostępna dla ludzi na wózkach

Komentarze