Sajgon – za szybko?


To kolejny bar z szeroko rozumianą kuchnią azjatycką. Niestety, też kolejny, który woli smakować gorzej, a sprzedawać więcej.


Oj, nie chciało nam się robić zakupów w niedzielę, nie chciało… Dzięki temu, faktem stało się przetestowanie kolejnej oferty z serii jedzenia na telefon. Poszliśmy o krok dalej, bo przecież my też nowocześni jesteśmy. To było jedzenie zamówione przez Internet. Skorzystaliśmy z odpowiedniego serwisu, wypełniliśmy zamówienie i oczekiwaliśmy na potwierdzenie ze strony restauracji. Po kilku chwilach zadzwoniła miła Pani z owego portalu, która zapytała, czy zgadzamy się na wydłużony czas oczekiwania (90 minut). Po zgodzie, zamówienie zostało zatwierdzone i czas zaczął płynąć. Nie zyskaliśmy ta tej formie zamówienia zbyt wiele cennych chwil życia, ale doceniamy, że nie trzeba wisieć na słuchawce i martwić się o jakość połączenia, humory osoby odbierającej i powtarzanie po trzykroć wszystkich danych.
Zupa
Dwadzieścia pięć minut przed czasem otrzymaliśmy gorące jedzenie. Dodatkową niespodzianką był fakt, że zapłaciliśmy mniej niż się spodziewaliśmy (sugerując się informacjami ze strony, na której obsługiwana była transakcja). Byliśmy przekonani, że zostanie doliczony koszt nie tylko pojemników (50 gr za każdy), ale i dojazdu (4 zł). Na szczęście uczciwość zwyciężyła i nie zapłaciliśmy za pokonanie tej niewielkiej odległości. Do rzeczy.
Wołowina w sosie winnym
Zabrakło sztućców lub pałeczek, a także serwetek. Nie wiązaliśmy tego jednak w żaden sposób ze smakiem potraw. Pośpiech czy celowe oszczędzanie? Obiad zaczęliśmy od sajgonek z warzywami i surówką (6 zł). Złote i chrupiące małe zawiniątka ze smacznego ciasta kryły bezpłciowy farsz złożony z rozdrobnionych warzyw, które pokrywały się ze składem surówki z kapusty i marchwi, o smaku słodko-kwaśnym. Do tego słodki sos chilli, który nie znalazł w nas fanów.
Humory poprawiła nam zupa z makaronem ryżowym i wołowiną (8 zł). Jędrne kluseczki kąpały się w aromatycznym bulionie i kryły miękkie i soczyste kęsy mięsa. Do tego wyraźna nuta orzeźwiającego imbiru i odrobina dymki. Sporo soli nie przeszkadzało nam.
Sajgonki
Dobra byłaby też wołowina w sosie winnym, (14 zł) gdyby nie towarzystwo warzyw powrzucanych tam według nas dość przypadkowo i ze zbędnych rozmachem. Esencja wina pozbawionego alkoholu dobitnie podkreślała czerwony charakter krowiego ciałka i nie warto tego psuć, chyba, że warzywa dusiłyby się z mięsem, wtedy może te smaki by się zgodziły. Do tego dobrze ugotowany, kleisty ryż i znów pochmurna surówka.
Sprawdziliśmy jeszcze smażony ryż (3 zł), którego zrównoważony smak wywołany dobrymi proporcjami przypraw został pokonany niepodważalnym śladem spalenizny. Szkoda.
Ryż smażony
Ogólny wniosek jest taki, że przydałoby się więcej odwagi, bo w Sajgonie gotują bez azjatyckiej zadziorności i z pominięciem nielubianej jak widać przez Polaków pikanterii. Na pewno zadowala wielkość dań, ale czy nie toczy się to wszystko za szybko? Przydałoby się więcej spokoju i uczucia w tym co się robi, a wtedy my poczekamy jeszcze 25 minut, które zostały, ale w zamian dostaniemy pałeczki, uśmiech dostawcy i paletę barw w parze z szeroką gamą smaków. Może następnym razem.


Adres: Nadbystrzycka 66, 20-618 Lublin
Telefon:81 525 28 92
Godziny otwarcia: 10:00–23:00

Komentarze

  1. Szanowny Panie,
    Smak spalenizny, który Pan wyczuł w smażonym ryżu, to olej sezamowy, dodawany do tego typu potraw w kuchni azjatyckiej. Po prostu Pana kubki smakowe nie są do tego przyzwyczajone (na pocieszenie- Polacy często myślą, że gorzkawy smak potraw z kuchni azjatyckiej to efekt przypalenia). Nawet zdjęcie przez Pana zrobione nie sugeruje, że coś się przypaliło.
    Proszę kupić buteleczkę oleju sezamowego i wypróbować w domu np. na potrawie z ryżem- zauważy Pan różnicę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdziele, wy ludzie macie jednak problemy...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz