Magia – czym Lubelszczyzna stoi?



Takie hasło występuje przy niektórych daniach z karty Magii. Te propozycje powinny więc być adekwatne do nazwy i dopieszczone w każdym aspekcie.

Dawniej Magia należała do ekstraklasy lubelskiej sceny gastronomicznej. Od dłuższego czasu jednak można zaobserwować stałą tendencję tego miejsca w postaci zniżki formy kucharzy. Czy można połączyć ten stan rzeczy z odejściem jakiś czas temu Wiesława Kurowskiego, szefa kuchni? Być może. Fakty są takie, że ceny rosną, ale razem z nimi rosną (przynajmniej nasze) wymagania.
Trafiliśmy na Rybną w walentynkowy wieczór. Bez rezerwacji, bo plany na wieczór były inne, a chodziło o to, żeby coś zjeść i pójść dalej. Do rezerwacji nie zachęcały pomysły na walentynkowe menu. Przejrzeliśmy kilka ofert i królowały polędwiczki wieprzowe i krem z pomidorów (np. Lublinianka), a więc nieco subtelniejszą wersję schabowego z pomidorówką, które nadal królują w gastronomicznych fantazjach Polaków. Oczywiście były też lokale, które przygotowały się specjalnie, starannie i nie szły na łatwiznę (np. restauracja W Młynie), w przeciwieństwie do… no powiedzmy Carmen, gdzie po prostu wybrano kilka dań ze stałego menu. Ale my już jesteśmy w Magii. Zaproponowano nam jeden stolik. Nie mieliśmy nic przeciwko, bo przecież nie uprzedzaliśmy o przybyciu, a tłok był widoczny. Tyle, że miejsce przy drzwiach prowadzących do dalszej części lokalu znacznie skróciło naszą wizytę. Wiało po nerach niemiłosiernie. Wytrzymaliśmy trzy dania i podziękowaliśmy.
Czekadełko
Zaczęliśmy od świeżego pieczywa ze smalcem. Czaru w tym niewiele, ale smak był, bo i chleb konkretny i mazidło aromatyczne, z grzybkami na dodatek, no i zaspokojenie pierwszego głodu rzecz jasna. Nie żebyśmy coś takiego zamówili. Po prostu taki był starter gratisowy.
Tatar z koniny
Zaraz potem przygalopował do mnie konik. Nie z rzędem. Z żółtkiem, ogórkiem, cebulką, grzybkami, musztardą i masełkiem. Słowem – tatar spod siodła (25 zł). Długo za mną cwałowała ochota na koninę. Czy to było wyjątkowe przeżycie? Niekoniecznie. Posiekane  mięso było zimne, a więc wcześniej swoje odleżało i to mu nie pomogło. Mimo wszystko polecam fanom surowizny. Przeciwnicy na pewno nie przekonają się do tego słodkawego źródła białka.. Pewnie będą też płakać, że konie to powinny biegać po łąkach.
Krem pietruszkowy
W tym czasie Łaszek całkiem ochoczo ciapała krem pietruszkowy (14 zł) z oferty walentynkowej. To był dobry wybór. Aksamitnie gęsty płyn uwodził goryczką zrównoważoną słodyczą. To rozczulające, że z takiej zwykłej pietruszki można zrobić tak starannie esencjonalne danie. Ale nie popłaczmy się ze szczęścia. Bo do niego zabrakło odrobinę jakiejś…no właśnie… magii.
Do opisania został już tylko „stek z jelenia w sosie porzeczkowym podany z brokułem i gotowaną w winie gruszką w towarzystwie kaszy gryczanej” (63 zł). Pierwsze wrażenie to kasza. Duużo rozgotowanych ziaren nałożonych do kapuścianego liścia. Ale nie chodziło o nią przecież. Zaatakowaliśmy jelonka i okazało się, że mięso jest przesuszone. Szkoły są różne. Jedni straszą, że dziczyzna nie może być krwista, a inni  twierdzą, że jak stek, to nie może być „łel dan”. Zgodzimy się, że krwi na talerzu być nie musi, ale suchość tak szlachetnego mięsa boli. Zwłaszcza w tej cenie. Do tego sos, który często towarzyszy polskim daniom z dziczyzny i gruszka, która jest słodką równowagą dla kwasu, ale nie jest warta specjalnych wyróżnień. No i dwie małe różyczki z brokuła. Normalnie byśmy o nich nie wspomnieli, ale skoro to ma być towarzystwo dla steku, to zagailiśmy. Równie dobrze można by wspomnieć o plasterku papryki. A więc tym Lubelszczyzna stoi! Bogatsi o tę wiedzę poprosiliśmy o rachunek, bo inni też chcieli poczuć wiatr na plecach.
Stek z jelenia
To, za co można pochwalić Magię to obsługa. Nie tylko jest szybka i sprawna, ale i miła, utrzymująca stały kontakt z klientami. Cieszy taki szczegół jak np. zwracanie uwagi na puste kieliszki i stałe ich napełnianie.
Wystrój jest elegancki, choć prosty, ale swoje lata już ma. Warto skorzystać z części ukrytej, tej nieco bardziej restauracyjnej, bo od Grodzkiej wchodzi się do części nieco bardziej pubowej.
A więc sprawdziliśmy Magię po raz kolejny i podpisujemy się pod stwierdzeniem, że nie idą do przodu, bo pewnie nie muszą. Gości przychodzi wciąż sporo. Obsługa jest porządna, ale w restauracji jednak jedzenie powinno być na pierwszym miejscu. Może warto skrócić kartę? Najlepsze lata mogą być ciągle przed nimi, ale na razie wolimy wspomnienia o dawnym uroku Magii.


Adres: ul. Rybna 1/Grodzka 2, 20-114 Lublin
Numer telefonu: 502 598 418
Godziny otwarcia: od 12 do 24
Dostępna dla ludzi na wózkach od ulicy Rybnej.
Można płacić kartą.

Komentarze

  1. niestety popsuło się, a ceny coraz wyższe, no i zmiana w wystroju by się przydała, szczególnie w sali z lustrami, bo jest okropna! kiedyś zaglądałam tam często...no i za mała promocja lokalu szczególnie na facebooku

    OdpowiedzUsuń
  2. Z racji obowiązków służbowych jak i prywatnie bardzo często chodzę po lubelskich restauracjach zarówno z pracownikami firmy jak i zagranicznymi kontrahentami i szczerze mówiąc bardzo mnie zdziwiła Wasza ocena bo moim zdaniem magia to jedno z nielicznych miejsc gdzie można się wybrać na tzw. „pewniaka” co nie jest regułą w innych lokalach. Ilekroć razy byłem tam to nigdy nie zeszli poniżej dobrego poziomu zarówno pod względem jedzenia jak i serwisu.
    Nawet ostatnio mieliśmy na kolacji gości z Niemiec i jedli wspomniane danie z jelenia po którym nachwalić się nie mogli a wiadomo jak Niemcy uwielbiają dziczyznę.
    Co do wystroju nie wypowiadam się bo są gusta i guściki, może rzeczywiście te duże sale nie powalają ale za to sale w piwniczkach ciągle robią wrażenie i mają wyjątkowy klimat.
    I jeszcze jedno. Chodzimy do magii od kilku lat i z tego co ostatnio zauważyliśmy to ceny obniżyli zdecydowanie więc nie wiem skąd ta nierzetelność w ocenie?
    Mirosław Bocheński

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz