Red Rock City – o sztywnych i przesadnie miłych


To restauracja kłaniająca się klimatowi bar&grill z USA. A Pierwsza randka bywa trudna.

Milkszejk
To taki znak czasu. Z reliktu PRL jakim był NOT pozostało wspomnienie. Teraz mamy Amerykę pełną gębą. Ciekawe, ile ta moda potrwa. Do Red Rock City prędko byśmy nie zawitali, ale menu wydało się mimo wszystko interesujące, trochę tego i tamtego. Grunt, że nie same burgery. Trwające w okolicy budowy i remonty nie pomagają w znalezieniu lokalu, chyba, że pamiętamy lokalizację poprzedniczki. Wiszą co prawda tu i tam flagi nowego przedsięwzięcia, ale z ulicy mało kto obecnie może tam trafić. Zejście w podziemia ukazało nam sporą przestrzeń z dominującą czerwienią, rzędem stołów z obrusami w kratkę, długim barem i ozdobami wyjętymi z TV, bo przecież tylko tam takie bary mają. Taki żarcik.
Bycie jedynymi gośćmi zawsze wiąże się ze zwróceniem wszystkich spojrzeń w naszą stronę. To taka próba sił. Przetrwaliśmy. Otrzymaliśmy karty i już po chwili nagabywano nas w kwestii wyboru. Jest to chyba rodzaj podniecenia. Rozumiemy. Ugięliśmy się, przynajmniej ja, bo nie zamówiłem upatrzonego burgera z dorszem, którego byłem ciekaw. Chcieliśmy zacząć od działu zupy. Łaszek jednak musiała wystartować szejkiem waniliowym (7 zł), bo prośba o podanie go na końcu gdzieś uleciała. Nie była zadowolona, bo wyczuła sztuczną bitą śmietanę i nie znalazła w tym za rzadkim napoju nic, co by urzekło. Nawet korporacja z klaunem ma smaczniejsze, choć niekoniecznie zdrowsze.
Chicken lemon soup
Red Rock Chili

Chicken lemon soup (8 zł) i Red Rock Chili (9 zł) pozostawiły w sumie dobre wrażenie. Ta z kurczakiem miała wyraźny cytrynowy aromat, kremową konsystencję i wkładkę soczystego kurczaka. Łaszek wolałaby mniej kwaśną zupę, ale to już indywidualna preferencja. Moje chili kryło dwa rodzaje fasoli, wołowinę mieloną, szczypiorek, ser  i śmietanę. Zaliczam. Danie sycące, o różnych odcieniach, ale zbyt słone. Gdzieś tam w tych zupach pałętały nam się jakieś takie jakby sztuczne momenty, ale nie doszliśmy do ładu z określeniem ich dokładnie.

Burger classic
Jedzenie przybyło bardzo szybko. Mój burger classic (19 zł) był średnio wysmażony, tak jak poprosiłem. To standard, ale w polskich warunkach wciąż cieszy. Niestety, bułka, która jest drugim najważniejszym elementem była słaba. Watowato-papierowa w smaku. Sam kotlecik z warzywkami, to jednak było miłe przeżycie. Do tego frytki z mrożonki (ech…) i świeża Coleslaw. Dobra Coleslaw.
Ciekawsze wyzwanie stało przed pstrykającą foty współsmakoszką. Oto na stole pysznił się klasyk większy od największego klasycznego mielonego z klasą w bułce. 
Southern Baby Back Ribs
Southern Baby Back Ribs (24 zł). Wielka harmonijka żeberek podlana sosem barbecue. Do wyboru jest jeszcze miodowo-musztardowy, czego nie zauważyliśmy, a raczej nie w porę dostrzegliśmy w karcie. Obsługa o tym milczała. Ten sos BBQ każdy robi inaczej. Ja go kojarzę dymnymi aromatami, których akurat tu było mało, ale skoro taka wola kucharza, to no problem duude. Słodko kwaśny płyn pokrywał łatwo odchodzące od kości, chrupiące z zewnątrz mięso. Soczysta świnka oddała co najlepsze. Do tego połówka kolby maślanej, przypieczonej kukurydzy, frytki i sałatka, którą wcześniej wspomnieliśmy. Jak widać punkty najważniejsze mają nieźle opanowane, ale dodatki trzeba koniecznie dopracować. Apelujemy też o kombinacje z menu, bo możliwości w kuchni USA jest multum.
Warto wspomnieć o dobrych cenach piw (14 zł za 1l Paulanera). A co poza tym? Zobaczymy, bo to dopiero początek zabawy. Obsługa kelnerska jest nieco sztywna i zbyt nadskakująca. Są problemy z płatnością kartą ze względu na brak zasięgu, ale to wszystko da się ogarnąć. Nie stwierdzimy teraz jednoznacznie, czy kochamy to miejsce. Nie urzekło, ale na drugą randkę się zgodzimy. Zwłaszcza, że na pytania zastanej ekipy o efekty, twierdziliśmy, że jest ok. Chyba też się przejęliśmy tym dziewiczym obwąchiwaniem i słodziliśmy bez sensu, a już na pewno bez przekonania. Chętnie zaliczymy drugą i trzecią bazę, jak to należy robić w amerykańskim stylu. Potencjał jest, ale na razie zagubiony w gąszczu harmidru pourodzinowego.


Adres: M.C. Skłodowskiej 3, 20-029 Lublin.
Numer telefonu: 791 920 454.
Godziny otwarcia: od niedzieli do czwartku w godzinach 12-22, od piątku do soboty w godzinach 12-24.
Szef kuchni: Przemysław Drużka.
Można płacić kartą.
Niedostępna dla ludzi na wózkach.

Komentarze

  1. Witam dziękuje za opinie, nawet tą nie do końca przychylną. Oczywiście wyciągniemy z niej wnioski. Przemysław Drużka szef kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co jak co ale moim zdaniem jedzenie mamy dobre, frytki są gotowym produktem, ale dzięki temu pod koniec jedzenia, jednak dużej porcji, nie są gumowe. Myślę, że hamburgery też są smaczne, na pewno świeże zresztą jak reszta moich dań. Co do bułki nie podzielam waszego zdania. Sądzę, że podajemy uczciwe jedzenie za uczciwą cenę. Zgadzam się, że nie wszystko z obsługą gara jak w zegarku ale docieramy się. Wpadnijcie do mnie ponownie spróbujcie innych dań a jak wam nie posmakują nie zapłacicie i będziecie mogli z czystym sumieniem wyrazić swoje zdanie w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnie słowo na temat sztucznych smaków w moim jedzeniu. Tu Państwo niestety nie maja racji. Zapraszam na kuchnię ugotuje wszytko od podstaw na Państwa oczach. Przekonają się Państwo, że mówię prawdę. Zapraszam usiądziemy, zjemy wypijemy piwo pogadamy o jedzeniu, ja stawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Panie Przemysławie,

    ceny Pana dań są uczciwe, a nawet atrakcyjne. Porcje spore - to fakt. Co do chemii - myślę, że skoro nie określiliśmy dokładnie podejrzanego składnika, to dlatego, że go w daniach nie było. Oby tak dalej. Z zaproszenia na kuchnię skorzystamy, bo lubimy to miejsce, a poza tym jest jeszcze kilka ciekawych pozycji w menu do pożarcia. Cieszymy się, że zechciał Pan skonfrontować swoje zdanie z naszym. Pozdrawiamy i życzymy sukcesów.

    Z wyrazami szacunku
    Piotr Ginalski
    http://czysmakuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Lokal serwuje dobre jedzenie w dobrej cenie. Trochę trudno, ale to nie pierwszy raz, mi się natomiast wgryźć w procesy myślowe piszącego recenzję. Czytając to wszystko nie wiem za bardzo o co chodzi, obsługa nie z marzeń (ludzie, zlitujcie się to nie sheraton), nie znam lokalu w Lublinie gdzie wizyta byłaby w ocenie całokształtu na 5 w skali 5 stopniowej jeśli chodzi o obsługęm najczęsciej to tragiczna amatorka. Solidne porcje jedzenia w dobrych cenach, bez silenia się na blichtr, nie ma zreszta takiej potrzeby. Za 17-18 pln w promocji mamy hamburgera z mięsa niezłej jakosci, danie , które zaspokoja mój głód [190 cm/100kg] i nie wiem za bardzo po co duza czesc psychoanalizy obsługi w recenzji, wiadomo zaczynają, wiadomo kelnerki stremowane, wiadomo to poczatki, na 100 razy gorsza obsługę niz tam , nonszalancką i mającą w nosie klienta natknąlem sie w kilku lokalach ogwiazdkowanych tutaj niemożebnie. Trochę luzu, to jest prosty wyszynk z prostym , smacznym jedzeniem i krótką kartą o konkurencyjnych cenach. Radziłbym w ramach recenzji np. prownanie żeberka RRC i Stół i wół, hamburger RRC i Stół i WÓŁ; obawiam się w tych porownaniach o lokal stół i wół....

    OdpowiedzUsuń
  6. Nazwy dań podobne i skomponowane same dania jak w restauracjach Jeffs'a w Warszawie...
    np;"...BABY BACK RIBS"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nazwa własna tego cięcia z płatów żeber są to tzw żeberka schabowe, ciężko jest to nazwać inaczej. Dania są klasycznymi amerykańskimi daniami i nie widzę potrzeby silenia się na wymyślne nazwy. Rozumiem, że zarzuca mi ktoś plagiat, czy jak w jednej polskiej knajpie jest żurek to w następnej już nie może. Proszę sprawdzić podobne restauracje tego typu myślę, że podobnych analogi znajdzie się więcej....
      Przemysław Drużka
      Szef kuchni

      Usuń
  7. Nam smakowało, byliśmy na żeberkach i 2 razy na hamburgerze. Cena super, można się najeść, w dodatku bardzo smaczne jedzenie. Obsługa normalna - jak wszędzie, wkurzały by mnie nachalne kelnerki. Osobiście POLECAM!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz