Złoty Potok – przystanek w poszukiwaniu smaku

W końcu udało nam się odwiedzić jakiś kulinarny przybytek w łaszkowych stronach. Poprzednie podróże w tamte rejony zawsze ograniczały się do genialnej kuchni jej mamy. Wizyty w niepewnych knajpach nie mają sensu.

Odwiedzanie Poręby koło Zawiercia to jedyny powód, dla którego chce
Prażonki
nam się wsiadać do pociągu. Bo w nich zawsze coś nie tak. A to spóźnienie, a to dziki tłum. Można zmarznąć lub się ugotować, ewentualnie podróżować na miejscach, które dają przestrzeń, w której wygodę odnajdują jedynie istoty do 1,20 cm wzrostu. Ale gdy już docieramy do celu – zaczyna się jedzeniowa przygoda. Pani Maryla – korzystająca z towaroznawczych umiejętności męża – Pana Włodzimierza tworzy skarby domowej kuchni. Opis wszystkich pyszności, których spróbowaliśmy tam przekracza mój dzisiejszy zapał do pisania. Skupmy się na tym co zjedliśmy ostatnio: Smażone rydze i marynowane maślaki z pobliskiego lasu przypomniały o wykorzystywaniu tego, na co mamy sezon i co jest najbliżej. Zbiór pełnych słońca winogron i ostatnich truskawek soczyście pożegnał lato. W kuchni znów królowały szlachetne mięsa. Imponująca gęś wprowadziła jakby świąteczny nastrój. Dla uzupełnienia diety na pewno niewegetariańskiej – chudy, ale bynajmniej nie suchy pasztet o zwartej konsystencji z indyka, królika i kaczki. Popitka obowiązkowym kompotem z dyni. Wspomnijmy jeszcze o rosołku z młodymi gołębiami i własnoręcznie pielęgnowanym lubczykiem i warzywami z domowego ogródka. Wizyta byłaby nieważna bez obowiązkowych prażonek (przypieczonki z dna kociołka rządzą). A to i tak nie była najobfitsza wizyta. Przypomina się koźlęcina, cięlęcina…Ech…
Pstrąg
Dość tych dobroci. To była pierwsza wizyta, w której odważyliśmy się skorzystać z uroków okolicznej gastronomii. Ważna też była ilość wolnego miejsca w żołądkach. To chyba kwestia odpowiedniego rozłożenia sił. Popędziliśmy do Złotego Potoku, słynnej pstrągarni z historią sięgającą II połowy XIX wieku. W porę rozpoczęliśmy posiłek, bo masa ludzi napływała szybciej niż ryby widzące karmiącego je opiekuna.
Karp
Łaszek postawiła na specjalność kuchni – pstrąga smażonego (61 zł/kg).  Podany oczywiście w całości zachwycał soczystym mięsem bezproblemowo odchodzącym od ości. Był przyjemnie gładki na języku, bez zbędnych przypraw. Karp (64 zł/kg) to było wyzwanie rzucone przeze mnie. Ten obronił się bez wysiłku. Nie był najlepszym w moim życiu, bo ten de best podawany jest w Prawiednikach i przyrządzany jest na grillu, ale ten jedzony w jurajskich okolicznościach przyrody, smażony w delikatnym cieście też był pyszny. Szkoda, że zawierał ości. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale we wspomnianych Prawiednikach podają bez ości – można? Można! Znów odpuszczono bezsensowne przyprawy, skupiając się na odrobinie soli i cytrynie wedle uznania. Akurat w tym przypadku trzeba im przyznać laur pierwszeństwa.                   
Pstrążki przed spożyciem ;)
Prawiednikach czasem coś dosypią albo czymś dziwnym podleją.
Surówki
W ramach dodatków do ryb nie ma szaleństwa. Nudne surówki (15 zł za 3 porcje różnej wagi), dobrze, że chociaż świeże i mrożone frytki (10 zł za dwie porcje). Plus za to, że tyle, że usmażone z głową – w punkt, a przede wszystkim w świeżutkim tłuszczu. Czy nie można wykombinować czegoś godniejszego? Przeczytałem, że kiedyś z tego miejsca eksportowano ikrę na całą Europę. A gdyby tak ją podawać? Oszaleliśmy?
Jerzy Duda
W kwestii obsługi – jedzenie zamawiamy sami, czekamy na nie, a w chwili wywołania – płacimy i odbieramy, po wszystkim odnosząc grzecznie do okienka zwrot naczyń. To nie problem, ale suche pytania służbistki – właścicielki jak wnioskujemy - tonem nie znoszącym sprzeciwu, nie są zbyt miłe. W dodatku ta pewność siebie ma wpływ na słuch. Pomylono zamówienie w kwestii napojów. Wystrój lokalu jest prosty, ale schludny i solidny. Dominuje drewno i nic więcej napisać się nie da. W sumie – polecamy to miejsce.
Wracając zahaczyliśmy jeszcze o kultową lodziarnię Duda. Dawno nie jedliśmy tak mlecznych i esencjonalnych lodów bakaliowych, czekoladowych, jagodowych i innych. Swego czasu tajemnicze składniki lodów były sprowadzane ze Szczecina. Historia lodziarni sięga 1948 roku. Warto liznąć tej historii.

Po dwóch dniach nie pozostało nic innego, jak spakować wałówkę (najlepszy miód spadziowy, suszone prawdziwki i jeszcze trochę paszteciku) i znów oddać się fascynacjom PKP…

Adres Pstrągarni: Złoty Potok, ul. Kościuszki 100, 42-353 Janów
Telefon: 34 327 80 76

Adres lodziarni Dudy: ul. Rynek 15, 42-470 Siewierz
Telefon: 502 043 066
Internet: http://lodyduda.republika.pl/


Adres Pani Maryli i Pana Włodzimierza: smaczna tajemnica.

Komentarze