Ciekawy, choć przewidywalny film, krótka pogaducha, szansa zjedzenia tego i owego oraz możliwość zgarnięcia kilku pamiątek – czemu nie?
Organizatorzy:
FILMS for FOOD oraz Kino Bajka. Wybór miejsca - ze względu na
kameralność - bardzo nam odpowiadał,
choć nie da się ukryć, że wszyscy widzowie przynajmniej raz podczas seansu
zatęsknili za poduszkami, które mogliby położyć na fotelu. Przed pokazem
wszyscy mieli okazję spróbowania przekąsek przygotowanych przez Lubelską
Kooperatywę Spożywczą, promującą projekt Wspólna Przestrzeń.
Szukaliśmy swego czasu tego filmu na różne sposoby
i już straciliśmy nadzieję, że go zobaczymy. Przypomnijmy, że światowa premiera
miała miejsce blisko 2 lata temu (nie czujecie, że znów jesteśmy w tyle?).
Dzieło wyreżyserował Pierre Deschamps, który odpowiadał również za scenariusz
oraz świetne, niemal żywe zdjęcia. Film momentami trącił przerysowanymi
uniesieniami (podniosła muzyka, chóry, spowolnienia) ale tym, którzy traktują
gastronomię jako sztukę, zabieg ten nie będzie przeszkadzał. Było i śmiesznie i
momentami smutno, nostalgicznie, a nawet niepokojąco. Odnieśliśmy wrażenie, że
do widzów trafiły zwłaszcza te sceny, w których Rene Redzepi opowiadał, o tych,
którzy w niego nie wierzyli. Padało mnóstwo określeń deprecjonujących, a nawet
obrażających pomysł, by stworzyć miejsce z surową, lokalną i sezonową kuchnią
nordycką. Po raz kolejny okazało się, że trzeba robić swoje i nie przejmować
się często bezsensowną krytyką. Warto również zastanowić się nad szaleństwem
perfekcjonizmu, który towarzyszy najlepszym restauracjom. Może właśnie ukazanie
tego wariactwa w filmie, wyjaśni niektórym, że nie da zjeść się najlepszych
dań, płacąc za nie 19,90. Nie ma sensu dalej się rozpisywać. Lubicie klimaty
okołojedzeniowe? Obejrzyjcie koniecznie.
Dalszą część wieczoru stanowiła dyskusja, którą
poprowadziła Daria Pawlewska – redaktorka naczelna magazynu KUKBUK.
Usłyszeliśmy narzekania na polską gastronomię w wykonaniu Mikołaja Makłowicza (importera wina, absolwenta Swiss Hospitality Management School oraz Les Roches Management School) oraz jego
lekcję języka polskiego. Dowiedzieliśmy się, że nie ma czegoś takiego jak
„kuchnia staropolska” – ciekawe co na to profesor Jarosław Dumanowski? Nie
możemy używać terminu serwis – no pewnie, zawsze lepiej ciągle pisać „obsługa”
i w ogóle kiła i mogiła, zwłaszcza w kwestii wiedzy i umiejętności
polskich kucharzy. Za to terminy takie jak „prawe ręki szefa kuchni” to już
zapewne hasła z najnowszego wydania słownika języka polskiego, z którego
korzysta Pan Mikołaj. No i ta wymowa „su-wi” bez „d” na końcu. Na szczęście
dyskusja nie była jednostronna. Agata Godlewska – redaktor naczelna Food
Service – swoimi wypowiedziami stale trafiała w punkt, nawiązując do filmu. Ciekawymi
jej uwagami były m.in. te, które podkreślały, że sukces Nomy to nie tylko
charyzma Redzepiego, ale i marketing, PR oraz co najważniejsze, współpraca
duńskich kucharzy, którzy razem promują na świecie kuchnię swojego kraju.
Niestety takiej solidarności i świetnych pomysłów, wykonanych w odpowiednich
czasie brakuje w Polsce. Współpraca szefów kuchni w ogóle szwankuje. Choć
lubelski projekt „Kucharzem dzieciom pokazuje”, że w przyszłości powinno być
lepiej. Kilka zdań dorzucił od siebie Jakub Gutek, który miał okazję zjeść
kolację w Nomie. Niekoniecznie jednak wiedział, jak tą opowieścią zainteresować
widzów, którzy w zasadzie jedynie chcieli wiedzieć, ile za tę kolację zapłacił.
Spotkanie z widzami
zakończyło się losowaniem zaproszeń na kolację organizowaną przez restaurację
Ego z hotelu Alter, rozdaniem upominków i obietnicą, że podobnych projektów
będzie więcej. Czekamy i kibicujemy. Tłumów nie było, ale to dopiero początek.
Komentarze
Prześlij komentarz