Tydzień Kuchni Polskiej – Trybunalska City Pub

Szef kuchni Trybunalskiej Jarek Sak świetnie czuje się w kulinarnych rekon(dekon)strukcjach. Nie mogło go zabraknąć w akcji zorganizowanej wspólnie z Makro Polska. 

Tak, tak, wiemy. Powinniśmy napisać wcześniej. Ale u nas ostatnio inne priorytety. Ale to też trochę Wasza wina. Książki „Sto lat receptur na sto lat niepodległości (1918-2018) nikt z Was nie chciał. Konkurs zorganizowany przez nas pozostał nierozstrzygnięty. Chyba, że ktoś rzutem na taśmę, łaskawie się zdecyduje. 

W ramach Kulinarnego Zjednoczenia Polski, (nie tylko lubelscy) kucharze sięgnęli do przepisów zebranych przez naszego ulubionego profesora – Jarosława Dumanowskiego. Szef Jarek Sak, bazując na kuchniach „wojskowej” i „zaborowej” zaproponował pięć dań. 

Sałatka Grenadierska
Na początek: Sałatka Grenadierska (26,90). Tak „żywej” świecy wołowej dawno nie jedliśmy. Krwisty kolor, wysoka wilgotność i delikatna tekstura nie pozostawiały pola do narzekań. A do tego świetnie ukiszone pomidory, idealne chipsy (prawdziwe - ziemniaczane, ale przedobre), delikatny, przyjemnie owocowy majonez jabłkowy, sadzone jajko (Ot, takie zwyczajne. Smażone na oleju?), sałata i chleb. 

Zaraz zrobiło się jeszcze lepiej. Zupa cebulowa (16,90), podbita
Zupa cebulowa
cydrem to dzieło kompletne. Niby takie proste, a diabeł tkwi w bursztynie (to znaczy w szczegółach). Ten ser się pojawił, ale w wersji 15-miesięcznej – mocarnej. A jeszcze był majeranek, kasza gryczana i boczek wędzony, który jak wiadomo, umili każde jedzonko. 

Fasolka po bretońsku
Fasolka po bretońsku (26,90) przebiłaby cebulówkę, ale była nieco zbyt pikantna. Jasne, niektórzy to lubią. Ale ta pikantność została z nami do końca. Nie ma jednak co narzekać. Jarek Sak zrobił coś, za co szanuje się kucharzy z krwi i kości. Wymyślił sobie wędzoną szynkę z karpia jako bohatera głównego fasolki. Pomysł z gatunku 10/10. Ten wędzony, wiodący, ale nie męczący aromat kupił nas. No i jeszcze
Legumina
pieczarka. Borowikowa. Skoncentrowana. 

Genialnym pomostem między talerzami słonymi a słodkim, była ”legumina marmeladowa jabłeczna” (16,90). Dla Łaszka to było zbyt odważne połączenie, uderzający kontrast. Dla mnie – przygoda. Macie tak czasem, że łączycie ot, choćby chipsy z czekoladą lub boczek z miodem? A już wątróbkę na słodko wiele osób toleruje. O to tu chodziło. Ale po kolei. Kacza wątroba, pełna, dość tłusta i słona została po jednej strony piernikowej „miedzy”. Po drugiej było bardzo słodkie „leguminowe ciastko jabłkowe”. A ta piernikowa granica, paradoksalnie połączyła wszystko. Zdania będą podzielone, ale to jest przygoda. Po to idzie się do restauracji. 

Placek drożdżowy
Końcówka to placek drożdżowy „renkloda, węgierka, beza” (13,90). Za mało tam śliwek, a za dużo suchości. Plus za bezę. Ale zapamiętaliśmy głównie suchość. Tylko, że znowu – mamy tu odwagę i propozycję dekonstrukcji. Może akurat my gorzej trafiliśmy? 

Wspomnijmy jeszcze o bardzo miłej i energicznej obsłudze. Oby tak było zawsze. 

Dawno nas nie było w Trybunalskiej. Ten powrót nie będzie ostatnim. Wpadniemy na coś z regularnego menu. A Wy, niepodległościowi Czytelnicy, jeśli nie dziś, to dacie radę jeszcze jutro spróbować tego dobrego, polskiego, ale nie nacjonalistycznego menu. Ulica Rynek 4. Ale to już na pewno wiecie.

Komentarze