Łubinowe Wzgórze – przytulny, czerstwy chleb i miła, sucha cielęcina

Czysmakowóz ostrzegał nadpalonym sprzęgłem: to wzniesienie nie jest dla was... 

Po zoologicznych atrakcjach Wojciechowa żadna jedzeniowa wpadka nie popsułaby nam humoru. A miejsca dla nas najważniejsze, czyli te nowe, kolejne, to zawsze ciekawe doświadczenie. Ledwo wdrapaliśmy się na tytułowe wzgórze. Przeceniliśmy możliwości naszej czarnej strzały. Albo nasze. 

Na miejscu było wiosennie, choć jesiennie przecież, przytulnie, z uśmiechem i w ogóle optymistycznie. Głosy krążące o tym miejscu napawały spokojem. Karta zapowiadała się nieźle. Zwłaszcza, że na zupy mieliśmy chrapkę. Otrzymaliśmy informację o brakach w kuchni, a także ostrzeżenie o dłuższym oczekiwaniu na niektóre dania. To ułatwiło wybór i zawsze jest przez nas doceniane. 

Rosół z bażanta
Rosół z bażanta, wiadomo dla kogo, miał z moją caldo verde
Caldo verde
cechy wspólne. Obie gorące, rozsądnie słone i zdecydowanie dobre. Wkładki nie najbogatsze, ale zaspokajające ten najnieznośniejszy głód. Obie za 15 zł. W rosole pływał domowy makaron i kurki, a w portugalskiej, pikantnej polewce – jarmuż, chorizo i ziemniaki. 

Przeczuwając, że dobra passa miewa załamania, zamówiłem deskę serów (39 zł). Język mówił –
Deska serów
bierz cielęcinę, ale upór stopniał błyskawicznie, gdy to samo wpadło w oko Łaszkowi. Nabiał został wyselekcjonowany odpowiedzialnie, zachęcał do wypróbowania, ale zabrakło nam czegoś miękkiego. Na pewno brakuje dokładniejszego opisu lub przedstawienia go przez osoby podające. Prezentacja też lekko kuleje, bo o ile galaretka paprykowa jest intensywnym w kolorze i smaku dodatkiem, o tyle osamotniona sprawiała nieco mizerne wrażenie. Chyba, że o efekt miał zadbać czerstwy chleb, który podano z serami. Mimo wszystko krowie z Mlecznej Drogi, kozie Łomnickie i owcze z Rancza Frontiera były dla nas przyjemnością. 

Pieczona cielęcina
Dużo obiecywaliśmy sobie po cielęcinie (50 zł). Została jednak przepieczona. Czuć było suchość, którą mógłby zamaskować sos, jeśli takowy by się pojawił. Do mięsa trochę kopytek (mącznych, trochę leżących, ale wciąż niezłych) i zbyt miękka marchewka muśnięta z fantazją rokitnikiem i gruszką. Całość niestety dość mizerna, jeśli w prostocie miała tkwić siła. 

Trzeba było iść w kotlety. Beat tłuczonego mięsa niósł się z kuchni nieustannie. Może trzeba było podążać za nim. Poprosiliśmy o spakowanie serów i zjechaliśmy z Łubinowego Wzgórza. Tam nie jest źle, ale w tej cenie można zjeść lepiej. 

Adres: Łąki 45A, Nałęczów 


Telefon: 512 371 309 

Szef kuchni: Piotr Wiedro

Komentarze