Wyróżniliśmy mniej lokali, porównując wynik do tego z 2017. Może poziom spadł, a może po prostu my byliśmy w gorszej formie, jeśli chodzi o zwiedzanie knajp. Pewne jest to, że restauracji wciąż przybywa, ale nie przekłada się to na atrakcyjność oferty. Na nudę jednak nie można narzekać. Ciekawostką jest fakt, że dwie z pięciu wyróżnionych restauracji wystartowało dopiero pod koniec roku. Bez nich ranking byłby o wiele smutniejszy. Sprawdźcie, które miejsca wyróżniliśmy i co o nich pisaliśmy. Pamiętajcie, że w rankingu znajdują się tylko te, które odwiedziliśmy po raz pierwszy.
5. Willa Filiks (Armatnia Góra 10, Nałęczów)
„Szefowej kuchni przedstawiać bywalcom knajp raczej nie trzeba. Agnieszka
Filiks regularnie prowadzi warsztaty i pokazy, a także uczestniczy w konkursach i akcjach charytatywnych”. Willa Filiks to lokal elegancki, ale bez oznak snobowania. W menu są i klasyki i regionalne akcenty. Najmilej wspominamy rosół z rydzami i pierożkami z jagnięciną. Ważnym atutem jest profesjonalna i sympatyczna ekipa kelnerska. Jest smacznie i solidnie, ale przydałoby się nieco pozytywnego szaleństwa albo dokładności, jeśli szaleć nie chcą.
4. Zatar (Solna 4, Lublin)
Pisaliśmy tak: „choć lokalik mały, a ludzie już siedzieli, to wszystko działało,
niczym w garmażerce koło korpowioski. Ledwie omietliśmy wzrokiem wnętrze, odnotowując świeże kwiaty, tajemne paki i tajemnicze słoiki, a już na paletowym stoliku wylądował grillowany kalafior. Nuda, co? Otóż nie. Świeże i marynowane warzywa (m.in. ogórek w kurkumie i fenkule), orzechy pinii, melasa z daktyli, ryż, sporo zieleniny i tahini – talerz kipi od kolorów i aromatów, a główny bohater – oswojony, choć twierdzimy, że niezrozumiany u nas kalafior (często niemiłosiernie rozgotowywany), staje się atrakcją”. A oprócz rzeczonego kalafiora pochłonęliśmy hummus, wędzone i grillowane podudzie kurczaka oraz falafela. Teraz wybieramy się na jagnięcinę. Orientalne smaki, zapachy, wrażenia. Nie pozostaniecie obojętni.
3. Eger (Czerniawy 53b, Kazimierz Dolny)
„Daliśmy się ponieść węgierskim uniesieniom. Bogracz – świetny. Słony, pikantny, pełen umami i co najważniejsze, papryką pachnący tak bardzo, jakbyście sami go robili w waszych kuchniach i nie oszczędzali na tym
czerwonym proszku. Miękkie mięso, pieczarki, ziemniaki i galuszki. Wszystko parujące w jedynym uznawanym, trójnogim kociołku.
Halaszle – bezbłędna. Duże kawałki karpia z ośćmi (musicie to wytrzymać, bo warto) pływają razem z papryką i cebulą w rybnym, średnio intensywnym wywarze z dodatkiem pomidorów. Zwarta i nieoszukana ryba jest tu równie ważna, co płyn, który ją oblewa. Chcemy więcej”. Czytaliśmy o nich dobre opinie na przestrzeni kilku lat. Powtarzalność to jeden z najtrudniejszych elementów do opanowania. W Egerze to nie problem. Cenimy ich również dlatego, że mają specjalizację, której są wierni. Mydło i powidło im nie grozi.
2. Tinto (Plac Łokietka 3, Lublin)
Chcecie wina i jedzenia? Już wiecie, gdzie iść. "Ich menu z początku nie oszałamia, ale dania są wciągające i pobudzające. Jeśli dodamy do tego dobrze dobrane wino i mądrą obsługę, to mamy restaurację kompletną. Wystrój,
oprawa muzyczna i przestrzeń łączą się w elegancką całość. Nie znaczyłoby to nic, gdyby nie odpowiedni ludzie. Od progu czuliśmy, że jesteśmy mile widziani. Oprowadzenie po lokalu, odebranie płaszczy. Nic wielkiego, a jednak działa. Łaszek zażyczyła sobie foodpairingu przy sałatce z pieczonych warzyw i długo dojrzewającą, przyjemnie wilgotną, mięsistą kaczką (34 zł). Nie wiemy, czy jakaś inna flaszka kwaśnej wody sprawdziłaby się tu lepiej, ale zaproponowany Weissburgunder Durkheim 2015 od Hanewald-Schwerdt dał się poznać z najlepszej strony. Owocowy w nosie, lekko orzechowy, może maślany w ustach, mocno wytrawny i potężny (14%) nie zdominował sałatki, w której znaleźliśmy chrupiącego topinambura (tu też mamy orzechowy akcent), majonez z kolendry, wyrazistą cykorię, winogrona (skąpane marynatą) i dojrzewającą pierś kaczki. Bardzo ładny talerz, dużo kolorów i szereg doznań. Do tego rzecz jasna pieczywo (wieloziarniste) z masłem własnej roboty. Dojadałem po Łaszku”.
Szef kuchni Marcin Jurek nabrał kulinarnych rumieńców. A to na pewno nie są jego ostatnie pomysły. Kto by pomyślał, że będziemy tak długo wspominać sałatkę? Terrina też chodzi po głowie.
1. Manifest. Kuchnia i Wino (Przechodnia 4, Lublin)
To się nazywa zwycięstwo „rzutem na taśmę”. Duża w tym zasługa winnej
wszystkiemu, winiarskiej familli Czaja. „Skąd pewność, że w Manifeście będzie lepiej, choć i tak jest wybornie? Ano stąd, że gotuje tam Marysia Znamierowska, która znana jest z kuchennych harców m.in. w Zielonym Talerzyku i Perłowej Pijalni Piwa. Jej pomysły na warzywa i wmieszanie ziół wszędzie gdzie się da, np. w desery, to zawsze obietnica sybaryckiej przygody”. Co nam tam smakowało? Hmm...pomyślmy. Wszystko. Bez ściemy. Do tego niebanalna obsługa, która potrafi wyjść z trudnych sytuacji. Co wspominamy najmilej? „zaczarowała nas zupa cytrynowa z wędzonym karpiem i żółtkiem. To jest test na to, czy jesteście smakoszami, czy żarłokami. Fakt, nie najecie się nią, ale z pewnością zechcecie patrzeć, wsiąkać w jej aromaty i doceniać kunszt gotujących. Sekret tkwi w proporcjach. Wędzony karp nie przytłacza, cytryna nie wykrzywia, żółtko tutaj to cudowne spoiwo. Wiosłowaliśmy niedużą zupkę niedużą łyżką i niedużo brakowało do pełni szczęścia”. Dorzućcie do tego zjawiskowy rozbratel albo rozmarynowy creme caramel i zostańcie dłużej. Dobre było wszystko. Tak powinno być wszędzie.
5. Willa Filiks (Armatnia Góra 10, Nałęczów)
„Szefowej kuchni przedstawiać bywalcom knajp raczej nie trzeba. Agnieszka
4. Zatar (Solna 4, Lublin)
Pisaliśmy tak: „choć lokalik mały, a ludzie już siedzieli, to wszystko działało,
3. Eger (Czerniawy 53b, Kazimierz Dolny)
„Daliśmy się ponieść węgierskim uniesieniom. Bogracz – świetny. Słony, pikantny, pełen umami i co najważniejsze, papryką pachnący tak bardzo, jakbyście sami go robili w waszych kuchniach i nie oszczędzali na tym
Halaszle – bezbłędna. Duże kawałki karpia z ośćmi (musicie to wytrzymać, bo warto) pływają razem z papryką i cebulą w rybnym, średnio intensywnym wywarze z dodatkiem pomidorów. Zwarta i nieoszukana ryba jest tu równie ważna, co płyn, który ją oblewa. Chcemy więcej”. Czytaliśmy o nich dobre opinie na przestrzeni kilku lat. Powtarzalność to jeden z najtrudniejszych elementów do opanowania. W Egerze to nie problem. Cenimy ich również dlatego, że mają specjalizację, której są wierni. Mydło i powidło im nie grozi.
2. Tinto (Plac Łokietka 3, Lublin)
Chcecie wina i jedzenia? Już wiecie, gdzie iść. "Ich menu z początku nie oszałamia, ale dania są wciągające i pobudzające. Jeśli dodamy do tego dobrze dobrane wino i mądrą obsługę, to mamy restaurację kompletną. Wystrój,
Szef kuchni Marcin Jurek nabrał kulinarnych rumieńców. A to na pewno nie są jego ostatnie pomysły. Kto by pomyślał, że będziemy tak długo wspominać sałatkę? Terrina też chodzi po głowie.
1. Manifest. Kuchnia i Wino (Przechodnia 4, Lublin)
To się nazywa zwycięstwo „rzutem na taśmę”. Duża w tym zasługa winnej
Te zdjęcia sprawiły, że zgłodniałem... Super, że polecacie tego typu miejsca. Restauracji i knajpek obecnie jest mnóstwo, ale znaleźć naprawdę dobrą czasem naprawdę ciężko. Chyba Lublin jest prawdziwą mekką dla miłośników dobrego jedzenia. :)
OdpowiedzUsuń