Shani Jani – karmią dobrze, ale pozwalają na zbyt wiele

Jeśli szukamy smaków innych krajów, to chcemy dostawać oryginalne dania. Tylko gdzie jest granica oryginalności? 

Mamy tu na myśli nie taką oryginalność każącą do pizzy ktoś dorzuci frytki, ale oryginalność przepisu podstawowego, z którym utożsami się większość osób, dla których to konkretne danie jest ważne i jest bliskie ze względu na chociażby pochodzenie. Jeśli nie mamy do czynienia z oryginałem, to przecież chwalenie się smakami z odległych krain traci sens. Przykład? W pewnej restauracji (również z kuchnią indyjsko-pakistańską) usłyszeliśmy na koniec, że dziękują za uwagi i się z nimi zgadzają, bo w sumie to oni tak naprawdę nie gotują po swojemu, tylko pod polski gust. Dla nas to trochę smutne, a może i nieuczciwe? 

A tak konkretnie, to w Shani Jani jeszcze nie byliśmy, bo postanowiliśmy, że to oni przyjadą do nas. I nie żałujemy. Dowóz choć drogi (12 zł) to zgodny z umową w kwestii czasu oczekiwania. Warto pochwalić też wysoką temperaturę dań, co jest niestety rzadkością przy jedzeniu na telefon. Zainteresowały nas dwa punkty w menu. Łaszek wybrała Murgh Cholay (30 zł). Z wołowiną. Skoro można ją wybrać, to czemu nie? Pytania o puryzm zostawimy w tym przypadku tym, którzy siedzą głębiej w indyjskiej kulturze , religii i przyzwyczajeniach. Zwłaszcza, że mamy do czynienia również z wpływami pakistańskimi. Prawda jest taka, że Murgh Cholay było bardzo smaczne. W skład wchodzi jogurt, cieciorka, cebula, kardamon, chilli, imbir, kolendra, sos pomidorowy i mieszanka murgh. W każdym przepisie jest najważniejsze są kurczak i ciecierzyca. Tutaj możemy freestylować. Świadomie, lub nie. Opcja z wołowiną dobrze się spisała, ale mamy wrażenie, że mięso, choć miękkie i delikatne, było gotowane oddzielnie. Sos nieziemsko kręcił w nosie i pozostawił przyjemny niedosyt po zakończonym obiadku. Do tego przegorący (jak na warunki dostawy) i wciąż chrupiący naan. Nie ma co ukrywać – było to miłe przeżycie. 
Murgh Cholay i Rajma Masala

Obok łaszkowej wołowiny zwanej kurczakiem (lub na odwrót), w oko wpadła następna propozycja z jadłospisu. Rajma Masala, czyli według opisu: „Wybrane mięso w sosie pomidorowym z dodatkiem czerwonej fasoli, cebuli, imbiru, chilli, goździków, cynamonu, kolendry, masła ghee i przypraw indyjskich”. Gdyby nie wnikać w szczegóły, opisy i sens dania, stwierdzilibyśmy, że jest piekielnie smacznie i niebiańsko ostro. Aromatycznie, z balansami, kontrastami, różnymi fakturami i w ogóle ekstra. Tylko, że znów mięsko (wybór padł na jagnięcinę) ugotowano oddzielnie (to ponownie nie tyle minus, ile kwestia sensu egzystencji mięsa w sosie), a w daniu nie powinno o mięso chodzić. Radźma (rajma) to o ile nam wiadomo – fasola. Ona tu powinna zostać wywyższona, a tak nie było. 
Chlebek naan

I bądź tu człowieku mądry. Smakowało, będziemy nadal zamawiać, a pewnie pofatygujemy się osobiście do ich siedziby, ale żądamy, aby nie wciskano nam ciemnoty, zarówno małej, jak i dużej. Żeby nie kombinowano, nie naginano, nie tłumaczono. Restauratorzy, tak o prostu: wywieście waszą flagę na maszt i zobaczcie, kto oddaje jej honory. 

P.S. W dostawie prosimy dostępność mango lassi, a na pyszne.pl nie mieli tej pozycji. 

Adres: Staszica 12/6, Lublin 
Telefon: 533 144 428 
Godziny otwarcia: 12-22 
Szef kuchni: Falak Sahir 

Komentarze

  1. Co raz gorsze te recenzje... Pisane na siłę, pretensjonalnym językiem, masakra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszkę się chyba mylicie co do mięs. Z tego co mi wiadomo w Pakistanie wolowina jest na porządku dziennym, a ta rest. jest pakistańska z indyjskimi "nalotami", bo Punjab lezy i tu i tu. Fajnie że zapodaliście tę propozycję, bo z chęcią odwiedzę, szczerze to nie wiedziałem o jej istnieniu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz