Chisza – tego się nie spodziewaliśmy

Wiara w restauracje to nieustająca sinusoida. Gdy myślimy, że jest świetnie, emocje opadają. Gdy zaś jesteśmy negatywnie nastawieni, okazuje się, że znów można dobrze zjeść. 

Do Chiszy z Świętoduskiej dotarliśmy dopiero niedawno. Pewnie dlatego, że naczytaliśmy się o nich niezbyt dobrych opinii. Nie wiemy, czemu jeszcze czasami sugerujemy się komentarzami z Google i Facebooka. Wiemy jednak, że bywają tak niedorzeczne, że z chęcią wydalibyśmy je w formie książkowej. To nie jedyny powód opóźnienia. Podobny asortyment ma już kilka lokali, więc Chisza nie wydawała się najpilniejszą sprawą. Gdy jednak doczłapaliśmy w okolice Świętoduskiej i Zielonej, usłyszeliśmy „Son of the Blue Sky” i poczuliśmy zapach grilla. Ciekawa konfiguracja, która zachęciła do wejścia. Przy okazji warto wspomnieć, że grill jest przy witrynie, a zatem można sobie przynajmniej popatrzeć. 

Po wejściu trafiliśmy na kilka wolnych stolików. Taki stan nie trwał długo. Po około dwudziestu minutach wszystkie miejsca zostały zajęte. Szkoda, że dzień był chłodny, bo ładnie prezentuje się tamtejszy ogródek. Gdy uniknęliśmy pierwszego powodu do narzekań wielu osób, czyli braku miejsc, przeszliśmy do drugiego powodu, czyli powolnej lub - według niektórych - nieistniejącej nawet obsługi. Nas obsłużono bardzo szybko, czego i Wam życzymy. Choć nie spodziewajcie się szczególnej atencji. Grunt, że wszystko się zgadzało. 

Haszlama
Podłą szarówkę dnia przegoniliśmy haszlamą (20 zł). Jagnięce akcenty zestawione z ziemniakami, papryką, pomidorami i wszędobylską kolendrą, błyskawicznie podniosły temperaturę. Gęstość na wysokim poziomie. Są różne wersje tej zupy, ale ta na pewno warta jest uwagi. 

Po solidnej podbudowie, mogliśmy pozwolić sobie na pewną
Chinkali
dozę rozpasania. Nie damy się jednak posądzić o przesadną żarłoczność. W temacie chinkali z mięsem wieprzowo-wołowym i kolendrą, poprosiliśmy jedynie o trzy sztuki (15 zł). Bezbłędne doznanie. Bulion parzył brodę po nadgryzieniu elastycznego ciasta, nadzienia było dość, a kolendrą można było obdzielić jeszcze kilka dań. Można dyskutować, czy nadzienie nie jest zbyt mocno przyprawiane, ale gastro-demokracja jest nieubłagana. Wolimy, jak jest zbyt wyraziście. To dla większości ciekawsze niż doszukiwanie się smaku. 

Nie obyło się bez próby szaszłyka. Wersja z jagnięciną (33 zł) nie zostawiła złudzeń, co do tego, czy w Chiszy znają się na grillowej robocie. Mięso było lekko różowe, delikatne i wilgotne bliżej środka i chrupiące, zdecydowanie przypieczone na zewnątrz. Do niego cebula, ogórek kiszony i świetny, kruchy lawasz. 
Szaszłyk z jagnięciną

Dwóch „Panów Szaszłyków” umie też upiec rybę na swoim mangale. W internecie menu twierdzi, że do wyboru jest miecznik, dorsz i tuńczyk. W karcie, którą dostaliśmy figurował jedynie dorsz. Może to i lepiej. Portfel pozostał nieco cięższy. Za 30 zł raczyliśmy się rybą zrobioną – podobnie jak jagnięcina – porządnie. Soczystość wnętrza i charakterne – niemal wędzarnicze - odymienie z zewnątrz znów nas zadowoliło. Do tego sos cytrynowy, pieczone ziemniaki i prosta sałatka. 

W lokalu przebywaliśmy nie dłużej niż 45 minut. Nad naszymi głowami wciąż przemykały wygłodniałe tabuny kolejnych szaszłykożerców (mają też wersję „polską”, ze słoninką). Minusów nie odnotowaliśmy. To jeden z lepszych lokali z grillem, a menu jest o wiele bogatsze. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu jagnięcina z grilla to był w Lublinie „biały kruk” – wierzyć się nie chce. Teraz jemy ją częściej niż „staropolskie” schabowe. 

Adres: Świętoduska 6, Lublin 
Telefon: 571 340 012 
Godziny otwarcia: pon.-czw. 10-22, piątek-sob. 10-24, niedziela 11-22

Komentarze

  1. Taką recenzją lokalu czuję się bardzo zachęcona, aby skosztować ich menu :) Dzięki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz