Legendy Miasta – wielkie słowa

Fakt jest taki, że mamy nowy hotel, a w nim restaurację. Dobrą restaurację - z aspiracjami – ale jednocześnie niezbyt odważną. 

Mamy więc restaurację hotelową, ale nieco barwniejszą, nieśmiało próbującą wybadać rynek i sprawdzającą, czy może szanowni konsumenci nie zechcieliby spróbować czegoś ciekawszego niż kaczka, łosoś i burger. Są akcenty lubelskie – zgoda, ale nikt o nich nie opowiada. Kelnerzy robią swoje w sposób zorganizowany, zręczny i przyjemny, ale ani nie przybliżają żadnej idei, ani nie chwalą lokalnych produktów, Z resztą – ser bursztyn i ryby z Pustelni są niemal wszędzie w okolicy. Dawno już przestaliśmy liczyć pseudo-próby przełamywania stereotypów, zwłaszcza przez sieci hotelowe więc skupmy się na tym, czy jest przyjemnie – tak po prostu. 

Czekadełko
Jak już wspomnieliśmy, obsługa nie obija się. Kelnerzy byli widoczni, zamówienia dostarczali bezzwłocznie, nie zapominali o uśmiechu i zagajeniu. Zastanowilibyśmy się nad ideą śmietniczki na stole, zwłaszcza takiej, która nie jest regularnie opróżniania. Zamiast tego, wolelibyśmy serwetki, oliwę albo kwiaty. Oczekiwanie na obiad wspomniani kelnerzy umilili zaserwowaniem poczekajki – pasztetu na gofrze. O ile pamiętamy, w towarzystwie konfitury cebulowej i żółtka. Dobroć, która obiecywała więcej. 

Licząc czas, odczuliśmy niekomfortowość krzeseł, wybierajcie więc stoliki z takimi, które są w całości obite materiałem. 

Głód zaczęliśmy zabijać gofrem ziemniaczanym z wędzonym pstrągiem (18 zł). Cieszyła
Gofr z wędzonym pstrągiem
nieprzedymiona ryba, ożywienie zapewniała rzodkiewka, twist dostarczył sos mango, a kolejną ciekawą teksturę – chrupiąca kasza gryczana. Wszystko byłoby dla nas urzekające, gdyby nie zimny gofr. Ciepły i chrupiący dopełniłby dzieła. Nadal jednak byliśmy zadowoleni. 

Bulion grzybowy
Stan ten nie zmienił się po spróbowaniu bulionu grzybowego (14 zł). Zredukowany, cielisty płyn o niepodważalnym charakterze otaczał prężne porcyjki serca wołowego i słodkawo-goryczkowej salsefii. Ciekawym pomysłem było dodanie łezki oliwy kminkowej. Pod zębem dobrze spisywały się na także tortellini. W karcie zostały opisane jako grzybowe, ale we wnętrzu wyczuliśmy więcej sera niż grzybów. 

Na większy apetyt recenzencki wybraliśmy lubelską klasykę – forszmak (12 zł). Przy okazji to
Forszmak
ciekawe, że forszmak w naszym rejonie nie występuje w innej formie. Niektórzy mogliby być mocno zdziwieni. Nie da się pomylić tego smaku, a więc wszystko się zgadzało. Słodycz, kwasowość i aromat wędzonki były na pożądanym poziomie. Popracowalibyśmy nad gęstością. 

Kaczka
Sporo obiecywaliśmy sobie po kaczce (45 zł). Nie rozczarowaliśmy się. Cieszyła oko różem i język sokami i delikatnością. Skórka mogłaby bardziej pochrzęścić, ale uwagę od niej skutecznie odwracał krem ziemniaczany w dopracowanym eklerku i i nienachalny sos rodzynkowy. Do tego wesołe i kolorowe marchewki i brukselka. 

Dobiliśmy się burgerem (33 zł). Tutaj nieco gorzej, bo mięso nieco przeciągnięto i zbyt mocno
Burger
doprawiono. Bułka zdradzała suchość, za to frytki, sosy i coleslaw były bez zarzutu. 

Jest dobrze, choć do zachwytu jeszcze nam daleko. Nie mielibyśmy jednak nic przeciwko, żeby tak karmiono w każdym hotelu. Da się zjeść za rozsądną cenę, a przy tym nacieszyć oko i nie wyjść głodnym. 


Adres: Aleja Solidarności 7, Lublin 
Telefon: 81 479 18 88 
Szef Kuchni: Łukasz Oroń 



Komentarze