Czas: Noc Kultury. Miejsce: Centrum Promocji Województwa Lubelskiego.
Cel: przypomnienie o lokalnej, ekologicznej żywności.
Cel: przypomnienie o lokalnej, ekologicznej żywności.
„Cudze chwalicie, swego nie znacie”, napisał kiedyś Stanisław
Jachowicz. Czasu sporo upłynęło, a ten cytat można powtarzać w kółko. Na pomysł
promocji Lubelszczyzny wpadli pracownicy Centrum promocji Województwa
Lubelskiego. Spotkanie prowadziła Pani
Barbara Wybacz. O stronę warsztatową zadbał kucharz Grand Hotel Lublinianka
(restauracja BelEtage), Pan Jacek, którego nazwisko nie padło, a my zaaferowani
smakami i rozmowami nie dopytywaliśmy. Może Pan Jacek wyskoczył na chwilkę i
nie chciał ujawniać personaliów w obawie przed wsypą?
Zacznę od dwóch niedociągnięć. Mało osób mogło wziąć udział w tym
pokazie – dwie grupy dziesięcioosobowe. Niełatwo też było znaleźć szczegółowe
informacje na ten temat. Kto chciał ten trafił. Warto na przyszłość szerzej promować takie inicjatywy. To jest
kolejny cel jaki postawiła sobie redakcja czysmakuje?
. Organizatorzy obiecali więcej takich
inicjatyw. Trzymamy ich za słowo.
Zaczęło się od uwielbianych przez nas szparagów. W miejscowości Turowola-Kolonia, między
Łęczną a Bogdanką ulokowana jest plantacja tych smacznych warzyw. Trafiły one
do sałatki, która była jednym z dwóch dań jakie mieliśmy przyjemność
skosztować. Szparagi wciąż nie osiągnęły pozycji jaką miały przed II Wojną
Światową, kiedy to zajadano się nimi na ucztach. Na szczęście są uprawiane w
wielu rejonach Polski, a konsumenci zaczynają doceniać białe i zielone
smakowitości pod różnymi postaciami – surowe, pieczone, smażone, gotowane . Po
szparagach – czas na szpinak, ratujący kolor wielu zup czy sosów, chrupany również
w postaci nieprzerobionej. Dopełnieniem zielonej
treści głównej był szczaw, który rośnie w wielu miejscach, a uznawany jest
często za chwast. Do tego kosteczki sera
białego zabłockiego, który wyrabiany jest od ponad stu lat w Kodniu. Także
rzodkiew (korzeń, liście i kiełki), ogórek, papryka oraz garść orzechów włoskich
i laskowych. Sos do sałatki (lub
dressing jak to woli choć brzmi to co najmniej jak element wykończeniowy w budowlance)
wykonany został z oleju lnianego (dostępnego
u baby na targu przy Ruskiej), pietruszki i soku cytrynowego. Żadnych udziwnień
– czysty smak i mnogość konsystencji osiągnięte minimalnym kosztem.
Najlepsze było jednak przed nami: Chłodnik litewski. Ja wiem –
powinien być lubelski, ale o takim nie słyszałem. Nigdy nie jadłem lepszego.
Pan Jacek szefem kuchni w Lubliniance nie jest, ale za to mianowałbym go nawet
marszałkiem kuchennym lubelskich restauracji.
Chłodnik najprostszy, jednocześnie w smaku najcelniejszy. Każdy ze składników czuć
było z osobna, ale kompozycję stworzyły iście pełną.
Botwinka, czosnek, jajka od zielononóżek i pachnący koperek na bazie
kefiru sprawdziły się wybornie. Choć zsiadłe mleko sprawiłoby, że na pewno nikt
nigdy nie pobiłby tej zupy.

Lepiej samemu w to wejść. Śledźcie tego typu wydarzenia, chodźcie na
nie. Jedzcie, pijcie i przekazujcie dalej zachęty. Tak ma działać ta promocja.
Taką regionalną świadomość powinni mieć Ci, którzy związani się ze swoim
kawałkiem ziemi.
Przydatne
adresy:
byłam tu
OdpowiedzUsuń