Restauracja Słupska (zamknięta) – ciemna strona gastronomii


Będąc małym i nieskażonym światem ufałem,  że restauracja to miejsce szczególne. 
Miejsce, w którym płacąc, ma się gwarancję,   że jedzenie będzie przygodą,
a goście będą traktowani wyjątkowo.

Czas mijał, a ideały ulatywały niczym muchy odganiane raz za razem znad talerza w Słupskiej. Teraz wiem, że dla wielu jest to biznes jak każdy inny. Biznes, w którym liczy się tylko wyłudzenie pieniędzy od petentów. Choć codzienność pokazuje, że jest ich coraz mniej. Wypierają ich restauratorzy z prawdziwego zdarzenia, którym warto zaufać i wracać do nich.

Słupska mieści się u zbiegu Al. Racławickich i ul. Sowińskiego. Kontynuuje „tradycje” Karczmy Słupskiej. Bylejakość słusznie minionej epoki, nie daje się wywietrzyć, tak jak i zapach spalonych kotletów. Może kierownictwo powinno pozostać jedynie przy dancingach, które wciąż przyciągają podstarzałych playboyów i Panie żądne wrażeń?
Stół (bo stolikiem nie nazwę mebla dla 15 osób) był wcześniej zarezerwowany. Nie wszyscy z zaproszonych gości dotarli. Tak więc 13 wyrozumiałych, ale i głodnych osób zasiadło, mając na celu celebrację jubileuszu seniorki rodu. Lokal został wybrany przez nobliwą starszą Panią, która mieszka nieopodal i słyszała od koleżanek pochlebne opinie. Po raz ostatni.

Menu nie było skomplikowane, ani czasochłonne. A jednak oczekiwanie na przystawki czy zupy ciągnęło się i ciągnęło. Trzydzieści minut zostało zaakceptowane. Zamówiono kilka porcji zup: rosół (5zł) i cebulową(5 zł). Smak nie był godny zapamiętania, ale nie wskazywał też indolencji organoleptycznej, która ujawniła się później. Niektórzy poprosili o tatara (16zł), a ja wyrwałem się tradycyjnie z odmiennym życzeniem – wędzonym boczkiem z żurawiną (12zł). Befsztyk tatarski podany z kiełkami nie nosił znamion tradycyjnego. Był przejawem łatwizny (przepuszczony przez maszynkę i uformowany niczym kotlet mielony). Dodatki były w odpowiedniej ilości i jakości: żółtko, grzyby, ogórek, cebula. Mniej potrzebne na pewno było masło, ale nikomu nie przeszkadzało. Znikły te befsztyki i tyle. Boczek był nawet smaczny, chrupki, ale zbyt słodka żurawina ze słoika zniszczyła przyjemność. Dalej było tylko gorzej. Kotlety z piersi kurczaka z pieczarkami i żółtym serem, podane z ziemniakami opiekanymi i surówkami (17zł) zostały przypalone.
Cóż z tego, że były duże.

Szkoda, że smród nie wygonił much, których było z każdą chwilą więcej. A kelnerka niespecjalnie przejęła się tym faktem. Skoro o obsłudze mowa to była w liczbie – 1. Dodam, iż klientów było w sumie około 25. Jak serwis ma być sprawny przy takich proporcjach? Może muzyka by przegoniła owady, ale jest przewidziana tylko podczas dancingów, gdy wykonuje ją zespół. Wspominałem o czasie oczekiwania na przystawki lub zupy. W przypadku dań głównych oczekiwanie wynosiło od 45 minut do…. no właśnie. Niektórzy otrzymali od razu desery. Bez słowa wytłumaczenia. Dań głównych nie ujrzeli. Ciekawie zapowiadały się polędwiczki aromatyzowane truflami (oliwą truflową
rzecz jasna) w cenie 23 złotych. Ale były niezbyt miękkie, a w dodatku niemiłosiernie pomniejszone dzieleniem tak jak przysłowiowego włosa – na czworo. Może w sumie 1,5 polędwiczki na talerz przypadło. Sos najsmaczniejszy z tego towarzystwa.
Osobiście skusiłem się na sztukę mięsa w sosie pieczeniowym (15zł). Był to suchy i twardy karczek, mieniący się kolorami od różowego poprzez fioletowy aż do brązowego, pieczony a także zatopiony w arcysłonym sosie z torebki. Kompletna pomyłka.
Tak samo jak podanie ziemniaków pieczonych zamiast gotowanych w wodzie a także, zalanie surówek wyżej wymienionym sosem. Jedna z Pań zamówiła łososia prosząc o część z najmniejszą ilością ości, zaznaczając, że ma to być część tuszy najbliższa ogonowi. W przeciwnym razie – chciałaby polędwiczki. Dostała wieprzowinę bez słowa wytłumaczenia. Czyżby nie było też łososia? Tak jak i sernika, barszczu, soku bananowego itd.?
Lody w postaci płynnej również się pojawiły. Obowiązkowo z litrem sztucznej, bitej śmietany(9zł). A do picia w ramach soku pomarańczowego – napój będący piątą wodą po prawdziwym soku.
Jeszcze tylko zimny szampan na poprawę nastroju, kawa na przebudzenie z koszmaru i można było się ewakuować.

Współwłaściciel czy też kierownik, bo różne rangi padały z ust kelnerki, nie pojawił się przy stole pomimo próśb. Nie był skory do zadość uczynienia, za to chętnie i gęsto tłumaczył się, iż ekipa nawaliła i musiał sam gotować. Pojęcia o tym nie miał jak widać z opisów. Ale przecież jest kierownikiem. Naprawdę straszna i przykra historia. Drogi Panie – zamyka się w takiej sytuacji kuchnię albo cały lokal. Nigdy więcej takich pomyłek. Omijajcie to miejsce.

Adres w Internecie:
http://www.slupska.com/


Strona z nieaktualnym menu.

Komentarze

  1. Jadłem tam z kolegami rosół (woda o lekkim posmaku rosołu) w małym, dziwnym naczyniu oraz mielone z buraczkami i ziemniakami. Mielone były zimne tak samo jak ziemniaki, które w konsystencji przypominały bardziej puree. Również nie polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadliśmy tam kiedyś z mężem i akurat był dancing.I tu akurat niesprawiedliwa wydaje mi się Twoja ocena odnośnie towarzystwa, które tam przychodzi (playaboye i te panie) bo widzieliśmy tam odświętnie ubranych, starszych ludzi, którzy doskonale się bawili. Był to obrazek budujący, daleki od stereotypu polskiego emeryta krążącego między kościołem, przychodnią i promocjami w tanich sklepach, wrobionego w opiekę nad wnukami. Jeśli chodzi o stronę gastronomiczną, to rzeczywiście bez rewelacji.Myślę, że w tej cenie można by o zrobić przyzwoiciej, smaczniej i tak samo tradycyjnie, no bo jednak tam musi być trochę jak 40 lat temu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oceniliśmy ogółu klientów. Jak najbardziej zgadzamy się z ideą lokalu dedykowanego starszym ludziom. Widzieliśmy po prostu tego dnia kilka osób, którym buzowały hormony równie mocno jak wielu młodzieńcom i nie byłoby w tym nic złego, gdyby zachowywali się odrobinę "godniej" . Razi nas to tak samo u młodych jak i u starych. Znamy osoby, które tam chadzają i z ich częstych relacji rysuje się dość miły obraz wspomnianych potańcówek. Napisaliśmy, że właściciele powinni pozostać przy tym pomyśle, rezygnując z karmienia (to jest główna sfera naszych zainteresowań). Dziękujemy za komentarz i mamy nadzieję, że wyjaśniliśmy nasze intencje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sądziłam, że wszystko ok z Waszej strony, ale lepiej 2 razy wyjaśnić, niż żeby ktoś potem czuł się poniżony.
    Gratuluję pomysłu na blog, na pewno może być pomocny i inspirujący:)

    OdpowiedzUsuń
  5. lublin -on-
    DO PANA "redaktora"
    Serdeczny pANIE !!! NIE MA PAN POJĘCIA O SMAKU I WIDAĆ JEST PAN NIE OKRZESANY Z BRAKIEM KULTURY PO TYM CO PRZECZYTAŁEM NA TYM BLOGU. PRÓBUJE SIĘ PAN ROBIĆ NA MAKŁOWICZA LUB PANIĄ MAGDĘ TYLE ŻE CHOCIAŻ ONI MAJĄ SMAK A PAN NIE, POZA TYM WYKORZYSTUJE PAN ZDJĘCIA POTRAW I LOKALI BEZ POZWOLENIA A Z TEGO CO WIEM NIE WSZYSCY SOBIE TEGO ŻYCZĄ !!!! I NIE WIEM CZY JEST TO ZGODNE Z PRAWEM!!!
    NIE ZNA PAN PODSTAWOWYCH ZASAD SAVOIR VIVRE !!!! WIĘC ZAPRASZAM DO LEKTURY !!!
    ŻYCZĘ PANU TEGO ABY PANU KTOŚ WBIŁ NÓŻ W PLECY W PANA INSTYTUCJI UTRZYMUJĄCEJ PANA DOM TAK JAK PAN ROBI TO TYM RESTAURACJOM !!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz