Ryb
w Bałtyku nie brakuje. Knajp w Jastarni i okolicy też nie.
2/3
redakcji postanowiło spędzić urlop na Kaszubach. Pragnienie morza i rybiego
mięsa było najsilniejsze z wszystkich możliwości. Przyznaję, że z trwogą
toczyliśmy się na miejsce, a to nie dlatego, że nie ufamy PKP choć opowieści o
tej instytucji to wszystkie gatunki i rodzaje literackie razem wzięte. Strach
spowodowany był opowieściami i artykułami o sztuczkach, oszustwach i innych
kiłach-mogiłach tamtejszych „restauratorów” .
No i
co? No i strach ma po raz kolejny wielkie oczy.
Każdy znajdzie coś dla siebie – od fanów żelków Haribo (które uwielbiamy
i żuć możemy po wsze czasy) poprzez uzależnionych od ryb, kończąc na wyjątkowo
niekaszubskich kebabach. Sprawozdanie
połączmy z krótkim przewodnikiem.
Zatrzymaliśmy
się z pensjonacie Stella Maris, który polecamy choć kuchnia tam…jakby to
napisać… ni to domowa ni taka nastawiona
na zysk? Ale zaliczyliśmy tam jeden obiadek więc może jednak warto polować
codziennie? Porcje i ceny są w porządku. Natomiast dobór dań pozostawia trochę
do życzenia. Przykład: rosół (smaczny choć makaron miękki jak dla niemowlaka)
oraz kotlet z piersi kurczaka podany pod brzoskwinią z puszki, z ziemniakami,
słodką mizerią i rozgotowaną jarzynką z marchewki, kalafiora i resztek brokułu…
. Do tego kompot i ciasto na deser. Wszystko za 22 złote. Mąż właścicielki wędzi ryby, ale nie wychylał się
z propozycjami, a my w codziennej leniwej egzystencji nie chodziliśmy za nim. Z
resztą w Jastarni co drugi lokal ma w ofercie wędzone ryby. Nic na siłę.
![]() |
Flądra |
![]() |
Zupa rybna z pulpetami |
![]() |
Halibut |
Nie
myślcie, że jesteśmy oderwani od smaków typowo wakacyjnych z dawnych lat.
Zapiekanki też tam jedliśmy. Ale ścinki pieczarek i odrobina sera to
niedokładnie to co pamiętam z wypraw np. nad jezioro Białe. Dodatki do morskich
stworzeń w wszystkich smażalniach identycznie smakowały. Surówki świeże,
różniste. Frytki smażone na świeżym oleju. Przy Kaperze warto odnotować trafną
uwagę klienta w momencie realizacji zamówienia. Nie zamawiałem na wynos –
powiedział starszy Pan gdy zobaczył zupę w plastikowej misce. Więc nie tylko my
się czepiamy.
Ostatnią
przetestowaną smażalnią był Bar Przy Plaży na ulicy – jakżeby inaczej – Plażowej
1. Tam już na wstępie zrobiło się niemiło, gdy zamówiliśmy Turbota. Pani nas
obsługująca chyba na to czekała – NIE MA! – wystrzeliła jak z pepeszy. Gdy
namyślaliśmy się, zaczęła nerwowo stukać długopisem o notesik. Odczułem powagę
tej chwili. Śledzie! – wybraliśmy zgodnie chyba już w ostatniej chwili przed
wybuchem. Ale tylko dwa? – zdziwiła się ekspedientka. Tak. Tylko dwa proszę
Pani. No wie Pan? – odrzekła. Ludzie po 10 biorą… - skwitowała podły wybór.
Naprawdę cieszę się szczęściem turystów żrących po dziesięć śledzi. Chcieliśmy
tylko spróbować. Czas oczekiwania był
krótki. Z resztą wszędzie mieliśmy to szczęście. Śledziki bałtyckie to jest to
na co czekałem. Niepozorne, a delikatne. Ignorowane, a wielkie w swojej
skromności. Pyszne. Ze zwartym białym mięsem, maleńkimi ośćmi i delikatnym
ogonkiem. Zjedliśmy je prawie w całości. Łaszek nie jest tak łapczywa, ale w
takiej sytuacji – zawsze dojadam po niej. Dla mnie to chyba było
najprzyjemniejsze rybne doznanie z całego wyjazdu. A musicie wiedzieć, że nie
przepadam za śledziami w wymyślnych zalewach, choć nie gardzę nimi od niedawna.
Przyjemność za śmieszne pieniądze – 3,5 złotych za 100 g.
![]() |
Kaszubska zupa rybna z dorszem i łososiem |
Gdy
pogoda się pogorszyła, odwiedziliśmy jeszcze raz Dunę, jedząc ich Turbota. Był
dobry, trzymał poziom, miał rozmiar na mój apetyt, ale jakby mniej przekonujący
był. Za dużo przypraw. Niekoniecznie naturalnych. Wpadliśmy też do restauracji
Fregata. Mają tam smaczną i niemałą zupę rybną za 13 złotych. Z łososiem i
dorszem. Przydałby się jeszcze jeden rodzaj. Tak mówią dobre standardy
gotowania rybnej. Ale kuchnia kaszubska do bogatych nie należy więc myślę, że
umiar zachowano. Spróbowaliśmy placków ziemniaczanych z łososiem. Dobrych,
świeżych i chrupiących. Wędzony łosoś i kwaśna śmietana to pasujące plackom
dodatki. Schabowy z opiekanymi ziemniakami to żadna rewelacja, ale solidne
danie, pasujące przed długą podróżą kolejową. Bar sałatkowy za kilka złotych to
też niegłupi pomysł. Kotlet nie był z kostką, panierka była twarda, ale mięso
smaczne i doprawione. Dwadzieścia sześć złotych za coś takiego.
Warto
odnotować też bar Amber. Jak łatwo można się domyśleć mają tam piwa tylko z
tego browaru. Złote Lwy i Koźlak z beczki. Po 6 i 5 zł. W butelce Johaness,
Złote Lwy, Żywe, Koźlak. Przyjemny zawrót głowy - murowany na ulicy ks. Sychty 81. Dobre
towarzystwo lokalnych wilków morskich i bardzo mili właściciele. Z innych
plusów - dwa telewizory czekają na życzenia gości.
Można
łatwo znaleźć smaczne i świeże ryby, a także oryginalną kuchnię kaszubską w
Jastarni. Obawy są bezzasadne. Turysta nie jest skazany na mielonego z
burakami. W sąsiednich miejscowościach również warto coś opędzlować. Tak zrobił
Prezydent RP w restauracji Maszoperia w miejscowości Hel, w towarzystwie
prezydenta Estonii. Jeśli dodamy do tego
słoneczną pogodę, szum fal i spacery po historycznych plażach – urlop będzie
kompletny, tak jak nasz. Nie przeszkadza nawet częste wyciąganie gotówki ze
ściany, bowiem musicie wiedzieć, że mało kto honoruje płatności kartą.
P.S.:
Przy cyplu zjadłem niezłego hot doga – w nowojorskim stylu – dirty water hot dog z kapustą kiszoną, cebulą
prażoną i musztardą za piątaka. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte na różne
smaki.
Poznaję tabliczkę "Witome" to restauracja Fregata w Jastarni. Specyficzny kaszubski napis. W chwili obecnej jest to Willa Klara Restauracja Fregata. Przychylam się do opinii tego Pana na temat placków z łososiem, pychotka. Proponował bym jeszcze zjeść turbota właśnie we fregacie, bo ja zawsze go tam jem, jest wspaniały do tego swojskie frytki. Uwielbiam też flaczki w ich wykonaniu, są najlepsze na całym Półwyspie, no i przede wszystkim normalne naczynia i sztućce. Ta knajpka jest pierwszym miejscem jakie zwiedzamy w Jastarni
OdpowiedzUsuńDzień dobry wszystkim ;)
OdpowiedzUsuńAnonimowy, czy ty siadasz we Fregacie na tarasie pod oknem? Często spotykałam tam rodzinkę jadającą obiady w zestawie który opisujesz haha. Ale prawdę mówiąc to fakty, turbota podają tam wspaniałego. Ryby są coraz droższe, lecz będąc w Jastarni muszę go zjeść. Pozdrowienia dla fregaty i całej Jastarni, do zobaczenia latem
Ale pani na Plażowej to się od serca zdziwiła:) Bo śledzie Pana Kazika są słynne i trudno im się oprzeć. Mojemu mężowi śnią się po nocach. Syn się uzależnił od kotletów rybnych i śledzia po kaszubsku, ja od smażonych i w oliwie, a mąż od wszystkich. I od świeżutkiego dorsza i flądry, i od rybnego rosołu, czasem też od dorsza po grecku i tatara z łosośka. I przy jedzeniu nie trzeba słuchać diskopola, tylko kaszubskie radio jest, z gospodarzem można pogadać, koty pokarmić. Cały rok tęsknimy. A do Warszawy się potem zabiera słoje ze smażonym śledziem w marynacie, słoiczki ze śledziem w oleju... i tęskni znowu cały rok. I tak już od dziewięciu lat.
OdpowiedzUsuńCiekawy post ;) Chciałabym się przychylić do opini o willi klara w Jastarni a zarazem oddać ukłon do szefostwa tej restauracji. Czytając pochlebne słowa, będąc w sąsiedztwie zamówiłam zupę rybną. Niebo na podniebieniu. Smak ryb, wiejskiej śmietany, i świeżego kopru. To lubię, ale smażony dorsz to była już uczta dla konesera. Powinno być więcej poradników tego typu. Gorąco polecam Willę Klara i całą Jastarnię
OdpowiedzUsuńPopieram Panią, która chwali wyroby z ulicy Plażowej 1, bo chyba nie ma lepszej smażonej świeżej ryby i mimo, iż nie ma już Pana Kazika (niestety), jakość jedzenia nadal pozostała.
OdpowiedzUsuńJa też jestem wielką fanką Baru przy Plaży. Będąc w Jastarni, zawsze tam zaglądam. Dawno tam nie byłam, więc może coś się zmieniło... jednak mam wciąż ogromny sentyment i chętnie bym tam coś zjadła :)
OdpowiedzUsuń