Robert Makłowicz powiedział: „Przecież dla kraju jeden konkurs nalewek znaczy stokroć więcej niźli cały dorobek polityczny Jaskierni lub kompletna dyskografia Piaska. My o tym wszystkim wiemy. Czy wiedzą to inni? W Lublinie z pewno tak." W takim razie ile jest wart cały festiwal smaku?
Przeczytałem ostatnio pewien komentarz pod fotorelacją
na stronie Dziennika Wschodniego z tejże imprezy. Brzmiał on mniej więcej tak:
Nic ciekawego...Takie same stoiska jak w Olimpie. Cóż rzec na taką opinię?
Byliśmy na dwóch różnych imprezach. Przynajmniej w warstwie zmysłów, bo
fizycznie przewinąć się między kamienicami Starego Miasta narzekając to
codzienność niektórych.
Festiwal odbył się w dniach od siódmego do dziewiątego
września. Program obejmował 60 wydarzeń. Dyrektorem Festiwalu jest Waldemar
Sulisz. Jego zasługi dla rozwoju lokalnej świadomości gastronomicznej są nieocenione.

Sobota mimo kolejnych przeciwności została przez nas
rozsądnie zagospodarowana. Odwiedziliśmy zułek serów i win przed Teatrem
Andersena. O ile sery tam prezentowane były nam znane (co nie znaczy, że im
odpuściliśmy), to trafiliśmy tam po wina. Nasze polskie wina! Rondo, Regent, Johanniter, Hibernal, Sibera,
Seyval Blanc – mniej efektowne szczepy, niż np. Cabernet Sauvignon ale i terroir (unikatowy splot warunków
geologicznych i klimatycznych) jest surowsze w Polsce niż w krajach typowo
winiarskich. Udaje się Riesling, który potrafi dać wino pierwszorzędne. Będę
się nimi wszystkimi podniecał, bo jest czym.
![]() |
Regent |
![]() |
Johanniter |
Kilka lat temu ruszyły pierwsze
winnice. Przykładowa: http://www.vinisfera.pl/wina,1269,244,0,0,F,news.html. Produkcja się udaje. Na przeszkodzie w
odbiorze stoi oczywiście nic innego jak nasze troskliwe Państwo a konkretnie
jeszcze bardziej troskliwi, wyspecjalizowani w trosce urzędnicy Inspekcji
Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
O tym możecie przeczytać tu: http://wojciechbonkowski.natemat.pl/26767. Mniejsza o nich, bo nie czas na wylewanie goryczy.
O tym możecie przeczytać tu: http://wojciechbonkowski.natemat.pl/26767. Mniejsza o nich, bo nie czas na wylewanie goryczy.
Wszystkie spróbowane wina
były zeszłorocznymi trunkami. Młode, nieokiełznane do końca. Rondo z winnicy
Solaris (Opole Lubelskie) – czerwone, z wyczuwalnymi nutami owoców leśnych. Z
fioletowymi refleksami w kolorze. Regent
z Rzeczycy– wyraźnie bardziej cierpkie, taniczne, ale mi smakujące bardziej, bo
charakterne. Białe wino, Johanniter z Domu Bliskowice - lekkie, wytrawnie kwaskowe, mineralne. Bardzo jasne, co potwierdza
jego młodość, ale dla mnie bez zarzutu. Takiego bukietu zazwyczaj
oczekuję. Nasz region wydaje lepsze
czerwone wina, lecz jest to podobno ogólnopolska tendencja. Ze znawcami nie
będę dyskutował. Smakowanie, połączone z
widokiem roztaczającym się z zaułka było inspirujące, relaksujące. Każdy czuł
coś innego. Byłem zadowolony, że nie jestem skazany na próbowanie win np.
greckich . W ogóle jest to temat na oddzielne rozważania. Na pewno wybierzemy
się do winnic, które prezentowały się w
Lublinie. Wszak są one z naszego regionu.
Turniej nalewek był zamknięty, ale relacje na pewno
przeczytacie w Dzienniku Wschodnim. Swoją drogą to musimy chyba pomóc w
organizacji Festiwalu. Wtedy będziemy mieli wszystkie drzwi otwarte. Łaszek
była jednak czujna i nie odpuściła innych punktów programu. Tzw. gotowanie z
VIPami nie było pasjonujące. Ale w wyniku tej operacji powstał m.in. kurczak w
złotej skórce i gryczak oblane sosem lawendowym. Aromatyczny, słodkawy,
pachnący lawendą znaną niektórym jedynie z płynów do płukania tkanin. Tymiankowy
Smak Fajsławic i Królewski Smak Lubczyku pozwoliły odnowić przyjaźń z tymi
ziołami.
![]() |
Jean Bos |
Już w pełnym trzyosobowym składzie czekaliśmy na pokaz
Jeana Bosa – Prowansja na talerzu. Pokaz poświęcony promocji kuchni
molekularnej. Dość spartańskie warunki nie pozwoliły na rozwinięcie skrzydeł
belgijskiemu, królewskiemu kucharzowi. Nie widziałem dla siebie nic nowego w
tym pokazie, ale pierwszy raz miałem okazję spróbować takich cudów.
![]() |
Ciekły azot i "kulki" z espresso |
Espresso
potraktowane ciekłym azotem, miękkie z chrupiącą skorupką, piekielnie… zimne,
łosoś uwędzony w kilka minut dymem z sosny meksykańskiej, żelki z wiśniówki i
soku jabłkowego, sorbet o kremowej konsystencji z Martini, który jedzony palcem
schłodził go na wiele minut, a w gardle ujawniał ognisty temperament i pozwalał
na puszczanie pary z ust. Dzięki
sprytnemu ulokowaniu naszej ekipy, oraz wdziękowi Łaszka, spróbowaliśmy
wszystkiego i zamieniliśmy kilka słów z przemiłym Jeanem.
![]() |
Sorbet z Martini |
Warto zaznaczyć, że odwiedziliśmy restaurację i browar
Grodzka 15. Choć ciągle pozostaje niesmak po złej obsłudze kelnerskiej jakiej
tam doświadczyliśmy, to w zasadzie puszczamy to w niepamięć, bo teraz wszystko
było jak trzeba. No może z wyjątkiem piany w moim piwie. Dunkel powinien mieć
stojącą piankę, przynajmniej przez jakiś czas. Moje piwo nalane było niedbale.
Ale to niedociągnięcie zostało wynagrodzone przez smak zupy prowansalskiej –
bouillabaisse (czyt. bujabes). Nie jadłem tak dobrej w Lublinie jeszcze nigdy.
Aromatyczny wywar rybny, podbity winem i przełamany pomidorami, w punkt ugotowane kalmary, małża, krewetka
oraz sporo mięsa rybiego. W tym przypadku łosoś oraz dorsz. Tylko cena odrobinę za wysoka – 18 zł. Smak
na piątkę. Kilka knajp zabawiło się w prowansalską kartę. Ale nie zauważyliśmy
arcyciekawych pozycji.
Niedzielne festiwalowanie rozpoczęliśmy słuchaniem
opowieści o nadbużańskich smakach i okolicach. Mnogość narodowości
zamieszkujących kiedyś te tereny zostawiła ciekawe przepisy. Nadbużański smak
to tęskny smak pierogów z duszoj z Korolówki, chleba z ziołami, ogórków
kiszonych w beczkach, zatapianych w Bugu. Specjalny pokaz z elementami
widowiska obrzędowego zaprezentował Zespół Szkół Rolniczych im. Ireny
Kosmowskiej w Korolówce – Osadzie. To także smak Hańska z
dojrzewającymi wędlinami przygotowanymi na festiwal przez Jerzego Polaka i
Pensjonat Osowianka. Mile wspominać będziemy pokaz Kodeński smak. Danuta
Pietrusik zaprezentowała szynkę z dzika, która wcale nie wymaga długiego
marynowania jak zapewniają wszyscy kucharze. Chwała jej za delikatną szyneczkę
pod żurawiną, podaną z pikantnymi marchewkami i marynowaną kapustą. Chwała też
Pani która podawała te pyszności bo najpierw dostarczyła porcję Łaszkowi, a
potem mi. Stąd uczta byłą większa. Łososia faszerowanego morszczukiem już nie
spróbowaliśmy. Lud rzucił się na niego w tempie ostatnich tornad przechodzących
nad Polską.
![]() |
Prażonki |

Co tu więcej można napisać. Ten festiwal trzeba było
jeść, pić, chłonąć. To promocja regionu, wychwalanie nieprzeciętnych smaków
oraz estetyki za pomocą jedzenia, muzyki, teatru, sztuki oraz przede wszystkim
ludzi dbających o tradycję, a nie
„stragany takie jak w Olimpie.”
Byliśmy w niedziele, ale niestety tylko przelotem. Chcieliśmy głównie zobaczyć odnowiony duży wewnętrzny dziedziniec u Dominikanów, tzw. wirydaż, który - trzeba przyznać - prezentuje się bardzo dobrze i chyba nawet ciekawiej niż ten otwarty z widokiem na błonia. Natomiast byłem pewien, że jeśli nic nie skosztujemy ze straganów to nic nie stracimy bo o wszystkim przeczytamy potem u Was na blogu :) Także pozdro i Piter o bro pamiętam ;) /mb
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% z przedmówcą:) "jeśli nic nie skosztujemy ze straganów to nic nie stracimy bo o wszystkim przeczytamy potem u Was na blogu :) ". I tą metodą lenistwo Dziubka i brak towarzystwa do wypadku z powodu epidemii w domu usprawiedliwione- czytając czułam smaki jakbym prawie jadła/piła:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarze!
OdpowiedzUsuń