Są miejsca, których można być
pewnym, bo opierają się na życzliwości.
Z zewnątrz – niepozorne (bo łatwo
przejść obok) wejście od strony Skłodowskiej 12. Co ciekawe, pod tym samym
adresem mieści się Ąka, która wzięła udział w „Kuchennych Rewolucjach” . To się
nazywa konkurencja, ale czy na pewno konkurencja? Może nikt tam się nie napina,
tylko robi swoje. Niech klienci decydują, czy wolą kwiecisty parter, czy
stylowy salonik Insomnia na pięterku.
Wnętrze eleganckie, ale nienadęte.W czerni, fiolecie, z jednolitym wzorem na
ścianach, rozłożystymi żyrandolami, fotelami lub krzesłami do wyboru, oraz
modnie poprzecieranymi stołami, a także balkonem jeśli powietrza trzeba.
Połączenie nowego ze starym, tak na pierwszy rzut oka. W jednym roku piec
kaflowy, w drugim modny koreański ekran (przy ostatniej wizycie nie było go). Są humorystyczne akcenty, zdjęcia z sesji pracowników restauracji. Wszystko
składa się w sensowną całość, lubianą zarówno przez studentów jak i pracowników
pobliskiej filharmonii.
![]() |
Rosół |
Pochylmy się nad talerzami. Nie
ma żadnej ekwilibrystyki. Są potknięcia, ale do ogarnięcia. Na
rozgrzewkę dobry jest klarowny i nietłusty rosół z domowym makaronem (7 zł). Coś na cieplejsze dni? Weźcie
caprese (13 zł) skropioną oliwą i octem balsamicznym. Plus za temperaturę
pokojową tej sałatki. Z makaronów wsunęliśmy danie - Dostojny kurczak w muszce (18 zł). Muszki
były, ale dostojności trochę mu brakuje. Ot tak można zjeść i zapomnieć bez
zagłębiania w szczegóły. Insomnia, drodzy Państwo mięsami stoi. A nie
przypuszczałbym. Koniecznie spróbujcie górki cielęcej w sosie kurkowym. Prawie
pięć dyszek za to danie może odstraszyć, ale warto tę kasę wydać. Delikatne
mięso cielaka odchodzi od kości jakby nigdy nie było z nią połączone. Do tego
grzybowy sos. Pachnie prawdziwą polską kuchnią. Smakuje wybornie. A to nie
koniec dania bo są jeszcze bakłażany, pomidor i kopytka. Kupili mnie. Miła i
profesjonalna obsługa zadba, żebyście pożerając to danie, nie musieli drzeć
kolejnych chusteczek. Dostarcza wodę z cytryną do opłukania palców, których na
pewno użyjecie. Jakby tego było mało, kucharze potrafią idealnie przyrządzić
karkówkę.
![]() |
Karczek |
Można nią smarować chleb. Karczek z ziemniakami i sałatką – 33 złote.
Witaminki możnaby podać osobno, bo męski sos atakuje kobiecą wrażliwość
sałatki. Byłoby wspaniale na tym zakończyć, ale rybi popęd dał o sobie znać.
Konkretnie rzecz ujmując – naszło mnie na rybę w śmietanie. Stąd postanowiłem
coś w tym guście zamówić. Miętus w sosie koperkowo-chrzanowym pod brokułem z
mieszanką dzikiego ryżu (z ryżem mniej dzikim). Zielone różyczki zostały
przegotowane. Ryba nie powinna tarzać się w przyprawach, ale zabrakło odrobiny
soli. No i czegoś co by ją wyróżniło. Miętusa w delikatnej panierce, smażą
znakomicie w „Soli”. Może to jakiś trop? Aha! Jeszcze jedno. Jeśli wybierzecie
się we wtorek albo w czwartek do opisywanego przybytku, macie szansę
pocmoktania muli, których my tam jeszcze nie próbowaliśmy.
![]() |
Miętus |
Najważniejsze jest to, że tam
człowiek od pierwszej wizyty czuje się i swojsko i wyjątkowo. A między stołami rozrabiała od czasu do
czasu Mercedes. Miła suczka Mercedes. Nam
to nie przeszkadzało. Właścicielom też nie, bo sami są wielbicielami zwierząt. Atmosfera tego zakątka to zasługa
dobrej ekipy, która stworzyła to miejsce i która codziennie dba, wkładając w
nie uczucie, które czuć na talerzu, czy chociażby szklaneczce Perły za 5
złotych. Sprawdźcie czy kłamiemy. Jeśli tak to stawiamy w Insomnii piwo.
Adresy w Internecie:
Byłam 2 razy, lokal przyjemny,z duszą, obsługa również bardzo, miła niestety czekanie ok. 30 albo i więcej minut na obiad to trochę lekka przesada (nie było wtedy ruchu). Mnie obiad nie urzekł, ale może kucharz się zmienił( chociaż nie sądzę, widząc te charakterystyczne "upudrowanie talerza" suszoną zieleninką),może miał wtedy zły dzień...:)
OdpowiedzUsuńCóż...czekaliśmy z 15 minut, aż kelnerka do nas łaskawie podejdzie. I się nie doczekaliśmy, więc grzecznie powiedzieliśmy "do widzenia" i nas już tam nie było. I raczej nie będzie
OdpowiedzUsuńTym, co odróżnia Insomnię od innych miejsc, jest zaangażowanie wkładane we wszystko, co tam się dzieje (prowadzę kawiarnię, więc wiem o czym mówię i czego mi w lubelskich lokalach brakuje). W tym lokalu człowiek nie czuję się jak klient, ale jak gość - chciany, oczekiwany, witany z przyjemnością - dlatego bywam właśnie tam, a nie gdzie indziej. Do tego wystrój, który sprawia, że ma się ochotę posiedzieć dłużej. Nawet jeśli nie trafimy w Insomni na "swoje" danie, człowiek tego nie zauważa, bo cała reszta mu to rekompensuje, poza tym w atmosferze takiej życzliwości i ciepła, wszystko smakuje inaczej i lepiej. Szczególnie polecam kurczaka orientalnego, muszle z Zatoki Meksykańskiej i placki ziemniaczane (boskie!). Ostatnio bardzo mi posmakował camembert na ciepło, a jeśli chodzi o słodkości - banany w cieście biją wszelkie rekordy.
OdpowiedzUsuńAh, w nazwiązaniu do wypowiedzi poprzedników - Szanowni Państwo, restauracja to nie McDonald's gdzie dostajemy zamówienie w 5 minut, na jakość trzeba poczekać. No, chyba, że ktoś lubi jedzenie rozmrażane w mikrofali... I w życiu nie uwierzę, że przez 15 min. obsługa Insomni nie zainteresowała się gościem... wszędzie, ale nie tam. Szkoda, że autor w/w komentarza nie miał odwagi się pod nim podpisać...
OdpowiedzUsuńa ja dostałam spagetti z łososiem, w którym były ości...moim zdaniem to niedopuszczalne. zgłosiłam obsłudze, ze danie mi nie smakuje,a wręcz ze względu na ości jedzenie go jest niebezpieczne, oddałam pełny talerz i zapłaciłam oczywiście pełną kwotę. smak sosu do tego wszystkiego był mdły, jedynie czuć było wegetę. bardzo zachęciły mnie opinie gastronautów, a raczej zachwyty, ale dla mnie to była pierwsza i ostatnia wizyta.Pozdrawiam Dagmara!
OdpowiedzUsuńRyby nie są ich mocną stroną... .
OdpowiedzUsuń