Krótkie menu wypisane kredą na
tablicy. Mnogość wyjątkowych win i piw w karcie. Zapachniało nowymi trendami.
Doigraliśmy się. Trafiła kosa na
kamień. W końcu knajpka, która nie dała się ocenić po jednej wizycie i nakazała
naszym zmysłom pohamować się, a naszym bezczelnym opiniom wyrobić sobie
pełniejsze, wielokrotnie złożone zdanie. Do tego jeszcze, o zapędach głównie
wegetariańskich, a nawet wegańskich.

Wnętrze jest jak to określiła
Łaszek – jak w babcinym mieszkanku z akcentami art. Trochę religijnych obrazów
i jakby abstrakcyjnych płócien, trochę ściennych, kolorowych ozdób, różnych
wzorów. Pogrzebaliśmy i wiemy więcej.
Ręka Franciszka Znamierowskiego miała w tym swój udział. W ogóle to chyba rodzinny
interes, sygnowany jego nazwiskiem. Jest też kącik dla najmłodszych, a śliniaczek
„hungry little monster” już prawie miałem na szyi... Menu znajduje się na
ścianie przeciwnej barowi. Jest codziennie zmieniane. Muszę przyznać, że czegoś
mi w nim zabrakło, tylko czego? Może jakiegoś gorącego dania głównego?
![]() |
eko-pasztetowa |
Zaczęliśmy od eko-pasztetowej z
ogórkami kiszonymi i pieczywem (6zł). Klasycznie, w barowym stylu, ale ze
smakiem. Ciekawi nas tylko, czy owa pasztetowa była własnej produkcji? Jeśli
tak to szacuneczek. Chlebek świeży.
Pszenny lub razowy. Potrzebowaliśmy czegoś gorącego. Na stole pojawił się
krupnik, w cenie 10 złotych za dużą miskę. Wpadłem w panikę. Że co? Że jak? Że
gdzie? Czy to na pewno krupnik? Okazuje się, że tak. Przepis na tę polewkę
znajdziecie niejeden.
![]() |
krupnik |

![]() |
warzywa z sosem chili |
Kuchnia wegetariańska ciągle musi
coś udowadniać. Że nie jest nudna. Że jest warta swojej ceny. Fanów krwistego
befsztyka nigdy nie przekona. Poszukiwaczy ciekawych smaków będzie nęcić i
podpuszczać wizją odkrycia warzyw na nowo. Według nas, o wiele trudniej jest
prowadzić ciekawą jadłodajnię bezmięsną.
W Zielonym Talerzyku puszczają jednak oczko do wszystkich. Trzeba trafić na
swój dzień. Wszystko co nam zaproponowali miało pyszny urok. Przyznaję, że nie
najadłem się po wsze czasy, ale może to przewidzieli i dzięki nim, ludzie będą
jeść tyle ile powinni, a nie tyle ile mogą wepchnąć?
![]() |
ciasto marchewkowe z serkiem mascarpone |
Ciężko nam wydać jakiś werdykt. A
może to zbyteczne? Zawsze trzeba jednoznacznie się określać? Jedno jest pewne.
Będziemy wracać, bo prowadzenie tego lokalu to kawał dobrej roboty. A jak
zobaczycie ofertę trunków procentowych, to zapewne tak samo jak my, zechcecie
podlać jedzenie tym i owym, albo po prostu skupić się na nich, rozmawiając, aż
skończy się asortyment lub wasze siły. Awiatik za 7 złotych i Czarny Kot po 9
to nasze strzały. Trafione, zatopione. Prawdziwe piwa. Wrócimy na gruzińskie wina. Oby piwniczka
przepastną się okazała.
Kontakt:
nowy adres - Królewska 3
Tel.:
CZy smakuje? Co?
OdpowiedzUsuńWasza „REDAKCZYZNA” jest jak schabowy bez mięsa !!!
Jesteście osobami z tego co czytam na waszym „blogu” a raczej wypocinach marnego redakczyny czy próby bycia nim lub marzeniem o takim stanowisku, którzy kosztem lokali próbują zbić kasę.
Moje oburzenie jest wielkie bo nie lubię jak marnoty próbują się wybić na czyjejś ciężkiej pracy.
Jak można oceniać lokale nie znając postaw zasad survavirre? A w waszym przypadku czytając te wymiociny jest tego pełno !!!! W waszym expose chcecie pomóż klientom i restauratorom w tworzeniu restauracji pubu? Żeby coś takiego robić trzeba mieć umiejętności wy tego nie macie .
Z tego co udało mi się ustalić piszecie opinie za wynagrodzenie lub łapówkę jako jedzenie . W sumie każdy żebrak tak robi !!! brawo !!!
Ponadto wykorzystujecie bezprawnie zdjęcia jedzenie bez pozwolenia i wiedzy osób prowadzących lokale. Życzę wam by wszyscy się zebrali i wytoczyli wam proces !!!!
a jak żyłka pęknie? ktoś wtedy powie że szkoda
UsuńTrochę wytaczania procesu będzie :))))))))))
OdpowiedzUsuńJa natomiast posadziłbym przedmówcę do pierdla za groźby karalne...
Ale odrobinę gość racji ma. Znacznie bardzie obiektywnie by było tak wpadać znienacka, niczym Louis De Funes w Skrzydełko czy Nóżka. Jestem za utworzeniem rankingu restauracji w Lublinie i okolicach. Tajemniczy inspektorzy,,, te sprawy. No i profesjonalny przewodnik z gwiazdkami, oczywiście..
Wtedy dopiero będą procesy ))))))))))))))))))))
Aha, I jeszcze jedno. Wina gruzińskiego w Zielonym Talerzyku już nie ma (tylko aroniowe). Trochę się tym zdenerwowałem, bo właśnie na wino przyszedłem. Obniżam rating lokalu o pół punktu.
OdpowiedzUsuńO rankingu myślimy. Póki co tylko naszym, nazwijmy go -redakcyjnym. Wszak zbliża się czas podsumowań. Co do wpadania znienacka, to tak robimy. Nie zapowiadamy się. Na pewno spróbujemy nawiązać współpracę z chętnymi do stworzenia sensownego przewodnika kulinarnego.
OdpowiedzUsuńPodajcie kryteria ocen. Mam dwóch kolegów, którzy non stop włączą się po lubelskich lokalach. Ja teraz rzadziej bywa w Lublinie, ale byłem prawie wszędzie. Profesjonalnej wiedzy kulinarnej żaden z nas nie ma. Wiemy jedynie czysmakuje. Znamy się za to na winach. Niezłym instrumentem do oceny jakości potraw są moje podroby. Odezwą się natychmiast, jeśli podano coś niezbyt świeżego lub przygotowanego na konserwantach.
OdpowiedzUsuńMożna pisać mailowo, na adres:
pinotgriggio@wp.pl
pozdro.
Proszę się dokształcić z pieczywa - nie ma podziału chleb pszenny czy razowy, bo pszenny też może być razowy. Żytni za to może nie być razowy.Ech, podstawy...
OdpowiedzUsuńEch...
OdpowiedzUsuńhm...
OdpowiedzUsuńzielony talerzyk- byłam tam we wtorek, zaprosiłam dziadka na pyszne i zdrowe jedzenie. ciężko było się skupić na rozkoszowaniu się tartą i hummusem bo do stołu przy którym siedzieliśmy przyklejone były resztki jedzenia w kolorze.... sinoburaczkowym, brzydzi mnie taki widok a boje się zwracać uwagę przed przyniesieniem dania z wiadomych powodów. piliśmy więc nijaką kawę czekając na jedzenie gapiąc się w syf na stole, w końcu dziadek przykrył "to" serwetką. hummus bez smaku, chleb do tego czerstwy a kawa lura. tarta ok. generalnie drogo i brudno. odradzam.
OdpowiedzUsuńMieliśmy niewątpliwą okazję odwiedzić ten niedojrzały talerzyk ubiegłej jesieni, przede wszystkim zimnooo, ciemno. Na szczęście długo po nas w końcu ktoś zawitał w progi, bo zaczęliśmy się bać, że będziemy jedynymi gośćmi tego dnia, ale jednak nie. Faktycznie kawa z nazwy(brak skali), z jedzenia pamiętam zbyt pikantną zupę dla dzieci, poza tym jedzenie smakowało. Jednak gwoździem programu było to, że pani kelnerka po obsłużeniu naszego zamówienia... sama wyszła zza zaplecza z solidną porcją obiadową, usiadła przy stole obok i spokojnie spożywała. Po prostu zabrakło rąk do bicia brawa, bo zajęte przyborami kuchennymi. Tego widoku nie zapomnimy. Spracowanemu Człowiekowi po robocie się należy.
OdpowiedzUsuń