Satori Sushi (zamknięta) – wolne stoliki

Czy jeśli lokal jest znany i lubiany, to panuje w nim tłok?

Otóż nie. Przynajmniej nie w Lublinie. Są wyjątki potwierdzające regułę, ale najczęściej restauracje z najsmaczniejszym jedzeniem świecą pustkami. Nietrafione zabiegi marketingowe? Ludzka niewiedza wynikająca z brakiem zainteresowanie jedzeniem? Za drogo? Te pytania stawiamy sobie zawsze przy okazji wizyty, z której jesteśmy zadowoleni, a w której jesteśmy osamotnieni. Być może takie mamy szczęście i trafiamy na pory niepopularne wśród innych konsumentów.
W deszczową porę bywamy rozdrażnieni i nie lubimy ryzykować. Chcemy zjeść dobrze, ale jednocześnie odwiedzić nieznane miejsce. Tym razem zagięliśmy parol na bar Satori Sushi, który był najdłużej planowanym celem gastronomicznych zwiadów. Ryzyko wynikało stąd, że knajpka oddalona jest nieco od centrum, a więc szukanie zastępstwa w deszczu skończyłoby się ślepą furią mej czcigodnej współżarłoczki. Udało się. Były wolne stoliki. Bałem się, że ta ulga może mieć wpływ na naszą ocenę, ale zachowaliśmy czujność.
Karty dań otrzymaliśmy niemal natychmiast. Zaczęły się poszukiwania japońskich smaków. Łaszek zapragnęła rozgrzać się zupą Miso Shiru (8 zł). Kelner uprzedził, że kuchnia nie dysponuje szczypiorkiem, ale to nie zraziło tak wytrawnej sybarytki. Zamówiła i zjadła z zadowoleniem. Tekstura glonów jest jedyna w swoim rodzaju, bo jednocześnie miękka i chrupka. Delikatny płyn z pasy sojowej, którym były pokryte przyjemnie współgrał z serkiem tofu, a porcja wystarczyła do ugaszenia ostatnich zarzewi frustracji pogodowej.  Tej zupie nie brakowało niczego oprócz jakiegoś pikantnego akcentu. Zatęskniliśmy za szczypiorkiem.
Następny w kolejności był Set Nigiri (44 zł) z shake (łososiem), tamago (omletem), maguro (tuńczykiem), ebi (krewetką), ibodai (rybą maślaną) i unagi (grillowanym słodkim węgorzem). Zarówno ryż jak i pozostałe składniki były przygotowane starannie. Odpowiednio zakwaszone i kleiste ziarna ryżu pokryte były świeżym, morskim mięsem. Przy tej okazji zacząłem się znów zastanawiać, czemu krewetki zawsze muszą być w barach sushi gotowane. Zdaję sobie sprawę, że niektóre odmiany wymagają potraktowania wrzątkiem, bo mogłyby zaszkodzić człowiekowi, ale na pewno nie wszystkie, bo np. rzadka, bałtycka krewetka daje się ujarzmić ludzkim żołądkom. Kończąc dygresję stwierdzam, że nigiri są warte polecenia. Sos sojowy, imbir i wasabi również nie dały sobie nic zarzucić.
Po udanym początku mieliśmy ochotę na więcej. Łaszek dorwała Sate Ajam (22 zł) i nie zawiodła się. Lekko słodka, orzechowa marynata uprzyjemniła kurzą pierś. Jedzenie szaszłyka pałeczkami nie jest najprostsze, ale sprawia, że dzięki powolnemu procesowi spożywania celebrujemy posiłek, bardziej nad nim się zastanawiając, co jest elementem dalekowschodniej filozofii. Może nie jest to typowo japońska potrawa, o czym warto w menu wspomnieć, ale jest znakomitym uzupełnieniem menu. Jedyną krytyczną uwagę mamy do podawania jest na  sałacie. Fakt ten nie dodaje uroku.
Niecierpliwiłem się, bo w powietrzu unosiły się przyjemne zapachy (takie na sali są do zniesienia) koreańskiego dania zwanego Bulgogi (33 zł). Cienko krojona i marynowana w sosie sojowym wołowina (miejscami zbyt twarda) tapla się w nim z m.in. chilli i olejem sezamowym. To danie w 2011 roku zajęło 23 miejsce w rankingu na najsmaczniejsze danie świata, przygotowanym przez CNN. Nie bez powodu. Prostota tego dania jest genialna. Wyraźne aromaty łączą się, tworząc danie rozgrzewające, sycące i pobudzające. W naszej ocenie danie przesolono. Ostrość nam nie straszna, więc to było atutem.  Co bardziej wrażliwi powinni uzgodnić stopień papryczkowego ognia. To danie, podobnie jak poprzednie, uzupełniono ryżem.
Co do serwisu, to uważamy, że jest na wysokim poziomie. Miły kelner był skłonny do rozmowy i bardzo sprawnie nas obsługiwał. Miły uśmiech wywołała jego troska o to, czy nie potrzebujemy dodatkowych talerzyków do jedzenia nigiri. Doniósł je usprawiedliwiając się taktownie, że dla własnego spokoju woli je dostarczyć, mimo, że ich nie potrzebowaliśmy. Zastanawiamy się, czy wszyscy radzą sobie z pałeczkami, bo standardowo sztućce nie są podawane. Wciąż są przecież osoby nie znające tych smaków i kultury, czego byliśmy świadkami. Za nami siedzieli państwo, którzy na objaśnienie, że będą mieli do czynienia z surowymi rybami, nieco się wystraszyli i po chwili opuścili bar. Ciekawym pomysłem jest możliwość poczytania przewodnika Pascala, który znajduje się na każdym stole.
Z czystym sumieniem możemy stwierdzić, że Satori jest miejscem podającym najlepsze okołojapońskie przysmaki. Oczywiście w obrębie województwa lubelskiego. Nie powinno być tam wolnych stolików.



Adres: ul. Księdza Jerzego Popiełuszki 8, 20-058 Lublin
Numer telefonu: 518 535 058


P.S. Niedostępny dla ludzi na wózkach.

Komentarze