Akwarium (zamknięta) – jak kiosk



Kiedyś w kiosku kupowało się gazetę i papierosy. Dziś można dokupić do nich ciupagę i filiżanki. Podobnie jest ze smażalniami. Są w nich zmiany, jest wybór, ale żeby coś ciekawego wykombinować to niekoniecznie…

Kolejne lokale specjalizujące się w rybach powstają w tempie równie szybkim, co dyskonty znane i lubiane. Widać moda na burgery i bary na kołach w Lublinie się nie przyjmie lub przybędzie z opóźnieniem. Mamy za to kolejne fish&chips. Tyle, że trochę bardziej rozwinięte.
Zupa rybna
Dziś mowa o Akwarium, lokalu, który powstał w Olimpie. Całkiem sprytnie usytuowany, bo przy jednym z wejść. Menu wypisane jest kredą na tablicy (czyli jednak jakieś mody docierają). Zachęca do spróbowania gorącej zupy rybnej (8 zł). Chętnie. Po wejściu trzeba udać się do kasy. Tam złożyć zamówienie i poczekać. Następnie należy tęsknie czekać na hasło:  „Zupa proszę”! Przy odebraniu dania warto się rozejrzeć i zwrócić uwagę i po wszystkim skorzystać z zapomnianego nieco okienka: „Zwrot naczyń”. Bo naczynia są jak trzeba. Porządne talerze, miski i sztućce. To dobrze, bo zazwyczaj w takich miejscach je się na tekturze. O ile teraz pamiętamy tylko Reland nad zalewem serwuje też na ludzkiej zastawie. Zupa faktycznie gorąca. Z pomidorem, papryką, selerem naciowym i solą w ilości nieco przesadnej. Niech jej tam będzie. Jest niezła. Są kawałki ryby i są warzywa, szkoda, że tylko te rozgotowane. Uważajcie na ości.
Miętus
Jako, że wybierać trzeba szybko, bo głodni za plecami nie wyglądają przyjaźnie, wybór padł od razu na miętusa (6,50 zł/ 100 g) z frytkami i surówką. Nie zapytano o sposób przyrządzenia, ani o rodzaj surówek. Poczekaliśmy trochę dłużej (ok. 20 minut) i popędziliśmy po swoje. Rybę usmażono bez panierki, co zachowało jej lekkość. Ryba miała mięso zwarte, okrywające łatwo odchodzące ości. Jej wielkość (254 g) pewnie większości odpowiada. Zabrakło mi w niej tej pysznej mlecznej nuty, która zawsze towarzyszy miętusom ze smażalni Sola. Wciąż są najlepszą smażalnią i wciąż twardo podają jedynie na wynos. Niestety. Wróćmy do Akwarium. Łudzę się, że w końcu trafię na frytki robione ręcznie, ale może to w kolejnym lokalu, który opiszemy już niedługo. Te jedzone w olimpowej smażalni (4 zł) przynajmniej nie zostały skatowane starym olejem. Gładko się przyjęły. A surówka? Była. Z kapusty pekińskiej, cebuli, ogórka, papryki wymiętoszona w nudnej mazi (4 zł). A była marcheweczka ładna i kapustka czerwona i biała. Na nie byśmy nie narzekali. Warto pytać.
Wystrój jest prosty, barowy. Są rybki na ścianach jakby z falami i małe, całkiem ustawne stoliczki, pomiędzy którymi w miarę bezpiecznie można przenieść gorącą polewkę. Króluje zapach, który nie każdy toleruje na swych ubraniach, ale są miejsca, gdzie jest on o wiele intensywniejszy.
Obsługa pamięta o zwrotach grzecznościowych i w zasadzie nic więcej napisać się nie da, bo to lokal samoobsługowy. Powinna zadawać trochę więcej pytań, a nie rozstrzygać niejasności po swojemu. Powinna też pokazywać ryby przed przygotowaniem. My chętnie wybralibyśmy największe, ale są tacy, którzy gustują w najmniejszych.
Cena za dwie dość spore potrawy i dwa napoje – 39,51 zł. Jeśli będziecie w pobliżu – zajrzyjcie, ale jeśli mamy być szczerzy – są smaczniejsze adresy. Myślimy, że gdyby nie tak dogodny adres, klientów nie byłoby dużo. Jak z kioskami.


Adres: al. Spółdzielczości Pracy 34, 20-147 Lublin
Numer telefonu: 690 001 171
Dostępna dla ludzi na wózkach.

Komentarze