W piwnicy powinno być piwo. Dobre piwo. Smacznie zjeść można gdzie indziej.
Osiedlowe barki, kawiarenki i restauracyjki mają
swój niepodważalny urok, zwłaszcza jeśli mieszka się w ich pobliżu. Ciemne i
chłodne popołudnie raczej skłaniało ku zakupieniu jakiejś flaszy wina i
pozostaniu pod kocykiem, ale ciekawość zwyciężyła. Klucząc między blokami,
odnaleźliśmy pożądany adres.
Rozświetlone wnętrze, solidne i wygodne meble,
obrazy na ścianach, ciekawe przedmioty dookoła - zrobiło się dość przytulnie już na samym
początku. Z głośników sączyły się delikatne rytmy, które z czasem niestety
przerodziły się w bity gorszące słuch.
![]() |
Bruschetta tradycyjna |
![]() |
Bruschetta salami zamiast "Ostra Sztuka" |
Z menu wybraliśmy jedzenie i wino. Warto w tym
miejscu wspomnieć, że wybór kaw, herbat, piw i win jest dość pokaźny i
proponowalibyśmy w tych rejonach pozostać. Lektura karty była intrygująca, ale
tak już mamy, że skupiamy się na potrawach. Do wyboru były bruschetty i
sałatki. W kwestii zapiekanek Łaszek postawiła na klasykę za 9 zł. Nic w
jedzeniu jej nie przeszkadzało. Może w kwestii oliwy warto byłoby jeszcze
poszukać i postawić na coś bardziej kwiatowego. Pech dopadł tym razem mnie.
Zamówiona ostra bruschetta gdzieś po drodze zmieniła się w wersję bardziej
wypasioną, z salami (14 zł). Po otrzymaniu zamówienia nie byłem pewny tego, bo
wędlina dotarła na talerzyku, podana minutę później z tłumaczeniem, że kucharz
zapomniał. Przeczuwałem sabotaż, bo miałem oliwki i paprykę, której w składzie
zamówionej zapiekanki nie było. Po stwierdzeniu, że to nie moje zamówienie i
zobaczeniu skonfundowanej miny Pani kelnerki, postanowiłem sam wybrnąć z tej
niezręczności. Z chęcią zjadłem co mi podano. Zjadłem i zapomniałem. Salami
słabe. Reszta też niczym nie zaimponowała. Co do salami, to radziłbym zajrzeć
choćby do pobliskiego Lidla, gdzie obecnie znajduje się bardzo interesująca
kiełbasa z dodatkiem kopru włoskiego. A co do pomyłki - zamówień nie mogło być dużo, bo oprócz nas
były tylko dwie osoby, które sączyły wino.
![]() |
Sałatka Gajowa |
Skoro przy winie jesteśmy, to całkiem niezłe Beaujolais
popijaliśmy (8 zł za lampkę). Nawet miało ciut dłuższy finisz w ustach od tych,
które dotąd poznaliśmy. Butelki nie zobaczyliśmy więc nazwy nie podamy, ale
umówmy się - popularność tych win i ich święta to tylko marketing. Swoją drogą
dość przyjemny.
![]() |
Sałatka Pollo |
Zostały sałatki, które okazały się spełnieniem
groźby banalności, która wisiała już w trakcie przeglądania jadłospisu.
Łaszkowa „gajowa” za 16 zł to kiełki,
polędwiczka, papryka, powidła śliwkowe z goździkiem, mix sałat, trochę
tymianku. Wszystko i nic. Trzeba jednak oddać, że porcja jest spora i może to
zadowoli odbiorców. Mój wybór nie był lepszy. Generalnie obchodzę sałatki w
restauracjach szerokim łukiem, niczym część społeczeństwa niedawne Święto
Niepodległości. Wielu możliwości nie było, więc trochę w wyniku pobłażania
(wiedziałem, że grecka i caprese nie dadzą rady) wybrałem pollo (15 zł).
Kurczak wędzony okazał się sklepową wędliną, która oprócz dymu wędzarniczego
(choć pewnie to tylko sztuczny aromat) nie zaproponowała nic więcej. Obawiam
się za to, że w składzie oprócz wody były też niepożądane substancje. Nieco
charakteru dodały czerwona cebula i wyrazisty winegret, ale to za mało.
![]() |
Torcik bezowy |
Jak zwykle w sytuacji kryzysowej, dajemy ostatnią
szansę – deser. Postawiliśmy na torcik bezowy (13 zł). Myśleliśmy, że w tej
cenie ilość ciasta sprawi, że wyrazimy się o nim jasno i klarownie, ale
niestety zniknęło one błyskawicznie. O wielkości porcji dania stanowiła bita śmietana
(niezła, bo z dodatkiem róży – smaczny pomysł), kulka sorbetu, owoce i likier,
o którym też nie uprzedzano. Wszystko podane w pucharku. Więc to raczej był
rodzaj deseru z ciastem a nie torcik. Sprawiedliwie pisząc, przez chwilę jego smakowania podobał nam się,
ale konsystencja pod wpływem dodatków zmieniała się niewybaczalnie. Kicha.
Co do obsługi, to jest ona i miła i uczynna, a
także energiczna. Nawet zbyt energiczna, gdyż kolejne dania docierały na nasz
stół przed skończeniem poprzedniego posiłku. Kwestia pomylonego zamówienia
niestety nie została załatwiona w żaden sprytny sposób. Uważamy też, że czas
oczekiwania powinien być też nieco poprawiony (25 minut).
To nie był jedynie nasz wybór. Otrzymaliśmy
zaproszenie z prośbą o recenzję, którą popełniliśmy. Mimo wszystko trzymamy
kciuki i zachęcamy do zajrzenia, choćby w celu spróbowania soku z brzozy lub
grappy, cudownego destylatu z winogron. A może piwo Atak Chmielu? Belgijska
czekolada? Aromatyczne kawy? Pijcie wszystko, ale z jedzeniem to prosimy – bez
brawury.
Adres:
Szafirowa 10, 20-573 Lublin
Numer
telefonu:
Przynajmniej na Czubach jest gdzie pójść na piwo, czy jedzenie w miarę, bo na Czechowie średnio, oprócz Anuszika.
OdpowiedzUsuńJest teraz nowe miejsce U Kowalskich, dawniej U Alfreda, ciekawe, czy tam by Wam zasmakowało?
Słyszeliśmy kilka opinii o tym miejscu. Chętnie sami sprawdzimy. A co do Piwnicy - miło się tam siedzi.
UsuńA jak Państwo oceniacie kawę, bo zabrakło mi tego w recenzji ? :)
OdpowiedzUsuńTrochę zarozumiała właścicielka. Czyżby spoczęła na laurach. Nie za wcześnie to? O ile wiem lokal dopiero zdobywa klientelę.
OdpowiedzUsuńZe względu na kuriozalne zachowania.........właścicielki, nie polecam lokalu ludziom kulturalnym. Kto bywa, przekona się o tym wcześniej czy później. Ja choć mam blisko, więcej nie zajrzę, a i znajomych powiadomiłem.
OdpowiedzUsuń