Topowa lokalizacja, doświadczeni
kucharze i właściciele. To się musi udać, choć i tak zdecydują goście.
Zadbali o rozgłos już jakiś czas temu. Artykuły w
gazetach obiecywały nowy format gastronomiczny. Kuszono jedynym w Lublinie
miejscem z browarkiem prosto z tanka. Obiecywano wołowe rozkosze. W dwa dni po
otwarciu jest prawie 1000 lajków na FB (choć być może część została zakupiona).
Tym bardziej obawialiśmy o to, czy udźwigną ciężar oczekiwań. Nie trafiło
jednak na leszczy. Amatorzy nie porywają się na taką lokalizację. Widać związki
z Czarcią Łapą (Maciej Stankiewicz prawdopodobnie szefuje kuchni).
Weszliśmy i wybałuszyliśmy gały. Miejsca w bród.
Nawet obertasa człek by spokojnie wywinął. Dwa bary, między nimi w przejściu
obiecywany tank z tyskim koncerniakiem niepasteryzowanym. Wystrój surowy,
opierający się na chyba modnym połączeniu cegły z drewnem. Stoły solidne,
obsługa liczna. Takie pierwsze wrażenia.
Dostaliśmy menu i kartę piw uczącą jak serwować i
zachwycać się cieczą z pianką (nigdzie indziej czegoś takiego nie widzieliśmy).
Musiało być mięsnie, ale karta nieco nas rozczarowała, bo znów sałatki, znów
pizza, bezpieczne kurczak i
![]() |
Sałatka z rostbefem |
![]() |
Kaszanka regionalna |
Jej drugim typem była regionalna kaszanka (22 zł).
Smakowała tak jak się spodziewaliśmy. Kasza i krew z podrobami na polską, ale oszczędną modłę. Przeszkadzały jedynie chrząstki, których było więcej niż
trochę. Do tego puree z oliwą truflową (dzióbiąc, wyczuwałem czosnek). Dodatek
karmelizowanego jabłka i pieczonej cebuli nawzajem przyjemnie się równoważył.
Danie podano na drewnianej desce w prosty sposób, nie kombinując bezsensownie.
Nadal do przodu, choć już w oparach mgły spowodowanej dymem z grilla, który
najprawdopodobniej umieszczony jest w okolicy jednego z barów. Wyciąg
jeśli działał, to zdecydowanie źle. Na szczęście był to przyjemny zapach,
drzewny.
![]() |
Stek z antrykotu |
Niczym czarna dama, z tej mgły wyłoniła się
kelnerka niosąca kolejną deskę, tym razem z antrykotem z grilla (49 zł). Warto
w tym miejscu zaznaczyć, że do mięsa podawane są odpowiednie sztućce, które z
łatwością radzą sobie z krówką. Krwisty stek został należycie potraktowany, z minimalną
ilością przypraw i zgodnie ze złożonym zamówieniem, czyli czerwony w środku.
Wcinając zapomniałem o puree z boczkiem i pysznie rozgoryczkowanej cykorii,
podobno potraktowanej palonym masłem. Wszystko na języku się zgadzało.
![]() |
Pudding daktylowy |
Mgła robiła się coraz gęstsza, a gości przybywało.
Pomyśleliśmy, że znakomicie sobie radzą i to dzień po otwarciu, ale widać
było spore zamieszanie w komunikacji personelu, tyle, że nie mające wpływu na
jakość obsługi gości. W tym właśnie momencie otrzymaliśmy sernik, którego nie
zamawialiśmy. Licząc na szybką rehabilitację, nie zmasakrowaliśmy go. Miła pani
nas obsługująca naprawiła błąd i dostarczyła pudding daktylowy (15 zł). Z tym
puddingiem to jest tak, że nigdy nie wiadomo co dostaniemy. Czy raczej budyń,
czy
też ciastko. Tu akurat było dobre ciastko, tyle, że przydałoby mu się
więcej wilgoci w środku. Taki nasz wyrok. Do tego kulka lodów, ale sklepowych.
Łaszka nie wykiwają. Trzeba było brać sernik, bo i porcja większa i sorbecik
jakiś do tego. No i w ogóle ładniejszy ten nowojorski cziskejk. Zalaliśmy
wszystko orzeźwiającym cydrem Green Mill (8,50 zł), niestety o wiele lepszym od
Lubelskiego Cydru i tankowym Tyskim (8 zł). Jak na Tyskie, to rzeczywiście mamy
do czynienia z dobrym piwem, ale na dłuższą metę miłości z tego nie będzie.
![]() |
Sernik nowojorski |
O obsłudze już było i więcej chyba pisać nie
trzeba. Jest bardzo w porządku. Otrząsną się zarówno dziewczyny na sali, jak i
dziewczyny i chłopaki na kuchni. Tylko, żeby w tej mgle nie musieli kursować,
bo bez kompasu się nie obędzie. Stół i wół to będzie mocny gracz na rynku, ale
prosimy o rozwój i ciut większą fantazję w menu, bo steki i burgery powoli
się robią nudne, a u nas dopiero walczą o gości, którzy mogą się zrazić, jeśli
właściciele będą pisać o nich na portalach społecznościowych, że mają
wygórowane oczekiwania…
Adres: Bramowa
2-6, 20-111 Lublin.
Numer
telefonu:
Byłem dwa dni po oficjalnym otwarciu.
OdpowiedzUsuńGeneralnie pierwsze wrażenie fatalne, zadymienie pomieszczeń (z powodu złego wyciągu nad grillem) takie, że oczy dosłownie łzawią.
Było bardzo mało klientów - zaleta bo nie trzeba długo czekać.
Nic bardziej mylnego! Na zamówienie 0,5l piwa z tanka czekałem 12,5 minuty. W lokalu temperatura około 18 st., wiec to również daje wiele do życzenia. Jedzenie: jadłem zdecydowanie lepiej i nie koniecznie drożej - ale nie u nich. Generalnie lokal dla snobów i totalnych dyletantów - bo właśnie dla nich serwowane jest pseudo niepasteryzowane piwo tyskie.
Ci, dla których liczy się smak piwa ważonego a nie PRODUKOWANEGO będą ten lokal omijać szerokim łukiem.
Byłem, sprawdziłem, miałem naprawdę pozytywne nastawienie, ale bardzo się rozczarowałem.
NIE POLECAM, są w naszym mieście zdecydowanie lepsze lokale i serwowane w nich alkohole.
Zajrzyj do restauracji Jezuicka, praktycznie na przeciwko SiW, to zobaczysz dopiero co to fatalne wrażenie i rozczarowanie. Co do SiW - jedzenie każdy ocenia po swojemu, dla mnie procje są w porządku. Ale za to obsługa jest na najwyższym poziomie - bardzo miła i pomocna.
UsuńAbnegat kulinarny... żenujący człowiek który nawet nie jest w stanie napisać co naprawdę było nie tak...
OdpowiedzUsuńA ty ZNAWCO potrafisz napisać co ciebie ujęło w tym lokalu?
UsuńZamówiłem z stek - specjał kucharza, dosmażony medium jak poleciła kelnerka, był suchy i generalnie mało smaczny, na koniec dowiedziałem się że nie ma go w karcie dań i kosztuje 130 zł, a na moje zapytanie czy jej się nie pomyliło, oświadczyła z głupim uśmiechem że ,,a to nie mówiłam ile kosztuje?" - ŻENADA
OdpowiedzUsuńnic sie nie musi..., syficznie niesmaczne i niekompetentnie zarzadzane miejsce, ale na wies lublin da rade
OdpowiedzUsuńWysokie ceny, dluuugi czas oczekiwania, małe porcje, pomyłki kelnerów.
OdpowiedzUsuńZjadłem burger. Zjadłem wół.
OdpowiedzUsuńNajedzony Polak = szczęśliwy Polak.
Polecam!