Są takie miejsca, które pamięć
wypiera. Ale papieru się nie oszuka. Byliśmy i notatki zrobiliśmy, a więc
trzeba się tą nieszczęsną wiedzą podzielić. Cierpcie z nami.
Pamiętamy, że chodziło o okolice Zalewu
Zemborzyckiego. Tam kaprys kazał szukać obiadu. Krążyliśmy, bo jeść się chciało
i to nie tylko nam. A więcej głodnych gęb, oznacza kumulację nerwów. Kłótnia
wisiała na nitce domowej krajanki. O miejsca trudno, bo przecież dnia
poprzedniego było wesele, albo w dniu bieżącym chrzciny są najważniejsze. Z
tego lokale żyją i nie ma co się dziwić, ale zastanawia nas, czy ilością knajp
rządzi jakieś prawidło, na przykład: na 10 mieszkańców zamieszkujących obszar
kilometra kwadratowego przypada 0,012 zakładu zbiorowego żywienia. Mamy
wrażenie, że niektóre z nich istnieć muszą, choćby nie wiadomo jak słabo tam
karmili.
![]() |
Rosół z kołdunami |
Powitanie było nietypowe, bo przypadło pewnej
starszej pani,
![]() |
Zupa rybna z wędzonego karpia |
której kłaczek, ość lub groszek z sałatki jarzynowej ugrzązł w
gardle, ale mimo tego starała się zachęcić nas do wejścia, twierdząc, że
impreza, na którą ona przyszła rozgrywa się jedynie na części powierzchni
konsumpcyjnej. O dziwo przekonało nas jej charczenie. Zatem weszliśmy,
usiedliśmy i wybraliśmy. Kelnerka z długim stażem, zebrała nasze zamówienie
błyskawicznie, nie zapisując ani słowa. Podziwiamy, bo nie pomyliła się.
Łaszkowy rosół (7 zł) był w porządku, domowy, średnio tłusty, może ciut za słony.
Kołduny w nim gumowe, co psuło ogólne wrażenie. Plus za konkretny, lekko
pikantny farsz. Moja rybna z wędzonego karpia (10 zł) – dość ciekawa – gęsta, o
wyraźnym aromacie wędzonki, ze sporą ilością pietruszki i płatków
migdałowych. Tylko gdzie rybie mięso? Pojedyncze włókna to za mało.
![]() |
Lin smażony |
Słabo wypadł lin smażony (6,50 zł/100 g). Choć był
świeży,
![]() |
Jesiotr w pomidorach |
to zamordowano go długim smażeniem, zapominając zupełnie o nadaniu mu
jakiegokolwiek charakteru, a ta rybka lubi podrasowanie. Do tego stary ogórek
kiszony i opiekane ziemniaki , z mrożonej torby rzecz jasna (5 zł). Przynajmniej
surówki były pierwszej młodości. Smutny okazał się jesiotr w pomidorach (9,50
zł/100 g), a konkretnie – jesiotr podany z sosem na bazie koncentratu w
oddzielnej miseczce. Znów dało o sobie znać zamiłowanie do soli. No i te
maziaje z balsamico. Ech…
![]() |
Surówka i ogórki kiszone |
Co do obsługi, to była szybka, konkretna, ale
zupełnie obojętna w relacjach z klientami. Kolejność podawania dań to raczej
nie jej zmartwienie. A wystrój? Trochę rustykalnie, trochę nowocześnie. To
znaczy było nowocześnie 15 lat temu. Nieco intymności zapewniają parawany, ale
człowiekowi nie intymność w głowie, gdy na stole dziurawy obrus, a w powietrzu
stęchlizna. Może to z klimatyzacji? Ta na szczęście działała.
Nic dziwnego, że Vanett wyleciała nam z głowy. Nic
w niej ciekawego. Ale może takie miejsca też muszą funkcjonować? Czasem trzeba
gdzieś pójść, gdziekolwiek…
Adres: ul. Niezapominajki
10, Lublin
Telefon: 518
151 521
Godziny
otwarcia: 12-21
Internet: https://www.facebook.com/Vanett.Lublin
Dostępna dla
ludzi na wózkach.
Można płacić
kartą.
Komentarze
Prześlij komentarz