Podobno czinosy to spodniowy mast
hew. Czy nowy, a pierwszy konkretny tapas bar w Lublinie stanie się hot
plejsem?
Spokojnie, nie będzie modowo. Po prostu piszący
tekst posiadł podobno trendi portki, a skojarzenie z hiszpańskimi
kanapkami jest nieco przypadkowe, lekko fonetyczne. Tak więc poszliśmy w dżezzi
rejony z klimatem i dokonaliśmy oblężenia nowej knajpeczki. Prawda, że ciężko
czytać te okropne wtrącenia? Kontynuujmy po naszemu. Nie ukrywamy, że
czekaliśmy na otwarcie. Podobno takowe miało miejsce już kilka miesięcy temu,
ale to tylko chwilowy zryw związany z pewną imprezą. Start na serio miał miejsce
niecałe trzy tygodnie temu, więc odczekaliśmy, dając odrobinę czasu na okrzepnięcie i wpadliśmy wczoraj.
![]() |
Pintxos |
![]() |
Maczugi z kurczaka |
Jest z czego wybierać. Dobraliśmy się do tytułowych
pintxos z grillowanymi kalmarami, pastą paprykową, rukolą i chilli (16 zł) i
nie zawiedliśmy się suchym pieczywem, czy gumowym morskim stworem. Mięso
stawiało tylko lekki opór, który po chwili zanikał, dając się porwać konkretowi
czerwonego smarowidła. Jeszcze odrobina rukolowej zieleni w towarzystwie kilku
plasterków chilli (zbyt łagodnej) i jest dobry wstęp, na przykład do kolejnych
przekąsek, zwłaszcza „Maczug z kurczaka” (16 zł), które wybijały się
orzechowo-makową panierką. Aioli jest im niepotrzebny, ale czosnkowa nuta w tej
kompozycji też jest miła. Jest i słodycz i gorycz, lekka pikanteria, broń Boże,
nie fanaberia. To uczciwie kąski, które dopracowano i wyposażono w moc
pozyskiwania chęci na więcej. Kontynuowaliśmy zatem. Kuftą (19 zł). Soczysta,
jeszcze lekko różowa, kolendrowa wołowina została zawinięta w boczek,
zaserwowana na chrupiącej bułeczce, która gościła jeszcze bezczelnie smacznego
pora - ugrillowanego tak, że nabrał słodyczy, a co więcej – sos lutenicę z
papryką, marchewką, pieczarką. Znów przewijała się rukola. Oj, coś za dużo jej
ostatnio u nas. Danie choć wciągające, to jednak po cichu dość tłuste, na co
narzekała łaszkowa część komisji degustacyjnej. Nie do końca zadowolona też
była z tarty malinowej (12 zł), która była ciastem dnia.
![]() |
Kufta |
Owszem, malinowej
delicji w niej moc, ale mdły serek chwilami otumaniał. Ale skoro to pozycja
chwilowa, zmienna, to ma prawo być nieidealna. Plus za ruchome menu, bo to
dowód na głowę pełną pomysłów, noszoną przez Miguela Angela Gonzaleza Bravo –
Szefa Kuchni, który poznawał lubelski rynek w Caffe Trybunalska i Carmen.
Oczywiście możecie zamówić grubszy temat – choćby paellę. Gdybyście chcieli
zaszaleć, to wypróbujcie iberyjską wieprzowinę z dodatkami – za jedynie 8
dyszek. Brzmi odstraszająco, ale tamtejsze świnki mają renomę i walory większe
niż cały polski szołbiznes.
![]() |
Tarta malinowa |
Do picia wybraliśmy piwo Brackie, bo to była
najciekawsza pozycja w menu, ale obsługujący nas Pan stwierdził brak tego
trunku, proponując w zamian Żywca w różnych konfiguracjach. Lekko przerażeni
zapytaliśmy o wino, które powinno być w tego typu miejscu równie ważne, co
kuchnia. Okazało się, że mają ten towar. Nawet dostaliśmy świeżo wydrukowaną
kartę z posiadanymi przez G20 butelkami. Wybór nie jest oszałamiający, ale to
nie problem. Gorzej, że na kieliszki sprzedawane są jedynie dwie propozycje, na
osłodę w bardzo fajnych cenach. Generalnie powinni bardziej nakłaniać do napoju
bogów. Obie próbki miały wady i zalety. Mezzacorona Terre del Noce Pinot Grigio
Vigneti delle Dolomiti IGT (8 zł) cieszyło świeżością i kwiatem, ale finisz był
nieco tępy. Terrai OVG Old Vine Garnacha Carinena DO (8 zł) ucieszyło mocnym
leśnym owocem, ale kolejne łyki były dominowane przez przyprawy i coś jakby
drewno. Beczka beczką, ale mi to przeszkadzało. Ciekawi jesteśmy Waszych
wrażeń.
Wystrój jest raczej surowy, bo widać kamień,
wszędobylskie drewno i ciemne barwy. Delikatne światło i świeże kwiaty
nieśmiało ocieplają wnętrze, ale temperamentu szukajcie raczej na talerzach.
Obsługa była szybka (innych gości brak), kontaktowa i grzeczna. Witali i
żegnali wszyscy łącznie z Szefem Kuchni i chyba menedżerem. To czar bycia w
centrum uwagi. Wiadomo, że są jeszcze niedociągnięcia, ale to początki,
wdrażają się.
Nie wiemy, czy traktować G20 jako restaurację
hotelową, ale lokal ten na pewno powiązany jest z obiektem Grodzka 20. Drugiej
takiej „stołówki” hotelowej nie znajdziecie. W ogóle próżno szukać takiego
miejsca. Jest świeże, ale nie ze względu na nowe podłogi lub meble. Jest smacznie,
lekko, intrygująco, ale bez ściemy (kuchnia jest do podglądnięcia) i ma się
ochotę na więcej. W Lublinie wciąż brakuje restauracji innych niż wszystkie.
Chyba właśnie tak można określić G20. Must eat! Bez chinos’ów też.
Szef Kuchni:
Miguel Angel Gonzalez Bravo
Adres:
Grodzka 20
Telefon: 81
524 11 02
Godziny
otwarcia:
pon.:
zamknięte
wt. – czw.:
17:00-23:00
pt.:
17:00-2:00
son.:
12:00-02:00
niedz.:
12:00-21:00
Można płacić
kartą
Niedostępna
dla ludzi na wózkach
Jedzenie jest rzeczywiście dobre. Przyzwoity wybór win, ale obsługa pod psem: wystraszone dzieciaki zupełnie bez przeszkolenia. Ten styl serwisu jest niestety normą również w "Szewcu" i "Trybunalskiej". Bardzo szkoda...
OdpowiedzUsuń