Początek tej nowej restauracji
nie wypadł okazale, ale lubimy się uspokajać. Po co się dodatkowo stresować?
Jesteśmy spokojni o promocję lokalu, bo ona zaczęła
się jeszcze przed otwarciem. Na pewno będziemy czytać o niej wiele dobrych
słów. My napiszemy po prostu o tym, jak było. Odwiedziliśmy Jazzve już
pierwszego dnia funkcjonowania więc spodziewaliśmy się niedociągnięć. Dla nas
to normalne, ale są tacy mędrkowie, którzy uważają to za karygodne. Zapewne
każdy poprowadziłby restaurację lepiej.
![]() |
Deska degustacyjna |
Ormiańska restauracja zajęła miejsce pizzerii
Piano. Dobrze, że ta nazwa będzie się teraz kojarzyła jedynie ze świetną kuchnią
hotelu przy Jana Pawła. Co ciekawe, pizza nadal jest najpopularniejszym daniem
w tej lokalizacji. Podczas naszej wizyty wydano ich chyba dziesięć.
Stwierdziliśmy, że serwowanie pizzy w połączeniu ze sprzedażą alkoholu może być
bezpiecznikiem, w razie gdyby kuchnia ormiańska nie przyjęła się w okolicy
Bernardyńskiej. Wizytę zaczęliśmy od wyboru stanowiska. Na zewnątrz jest
całkiem przyjemny ogródek. W ciepły dzień zająć miejsce przy beczce lub na
kolorowych paletach. W środku rzuca się w oczy kominek i kredens, w pobliżu
którego usiedliśmy. Jest przyjemnie, choć niezbyt przytulnie - miejsca mało,
stoły nie są stabilne i brakowało muzyki. Weźcie jednak pod uwagę, że na tę
opinię wpływa fakt, że Łaszek była bardzo głodna i niecierpliwa, a
momentami wręcz zła. Zmienić to mogła jedynie dobra kuchnia.
![]() |
Czebureki |
![]() |
Chłodnik ormiańki |
Niektórych dań z karty nie było, były też takie,
które podawano niezgodnie z opisem w menu. Choćby „deska” dojrzewających serów
i wędlin (23 zł). Pomińmy kwestię talerza zamiast deski, ale z wędlin
mieliśmy tylko kiełbasę w rodzaju salami (smaczną), co do serów dojrzewających,
to zanotowaliśmy jeden w formie pasty z dodatkami (też smaczny, wyraźny, z
pleśniowym charakterem). Na talerzu był za to bardzo smaczny przegląd
przystawek z karty, choćby roladka bakłażanowa z orzechami, czosnkiem i
koperkiem. Cieszyła też adżyka – pikantna pasta z pomidorów i papryki. Minus za
początkowy brak lawasza, a jeszcze większy za to, że gdy o niego się upomnieliśmy,
doliczono go do rachunku. Kolej na czebureki z jagnięciną, podawane z
chłodnikiem (18 zł). Na talerzu jedna, ale spora sztuka. Ciasto było dość
grube, ale dobrze upieczone, jednocześnie chrupkie i puszyste. Może odrobinę za
suche. Wilgoci zabrakło nam też w przyjemnie piekącym farszu z jagnięciny.
Równoważył to nieco orzeźwiający chłodnik z ogórkiem i koperkiem. Na koniec
otrzymaliśmy Płow z wermiszelem podawany z grillowanymi warzywami i
dojrzewającym serem. Ser znany z „deski”. Grillowane warzywa w formie zbliżonej
do pasty bardzo podobne do tych z Narutowicza (Armenia) i bez zarzutów,
ale co do makaronu, to mógł być przyjemnością, bo został usmażony na maśle, ale
przypalono go. Niestety gorycz sprawiła, że pozostał niemal nietknięty. Na poprawę
nastroju łyczek pięcioletniego Artamatu – ormiańskiej brandy (14 zł). Lekko waniliowej
i owocowej, z dość słodkim finiszem.
![]() |
Płow z wermiszelem |
Obsługa była szybka i miła. Biorąc pod uwagę, że to
pierwszy dzień – spisała się znakomicie. Ekipę stanowią chyba same kobiety.
Obsługująca nas Pani znała kartę, wiedziała z reguły czego nie ma albo jak szybko
wytłumaczyć tajemnice kryjące się pod nazwami pozycji w karcie. Swoją drogą
warto dodać opisy, które na pewno usprawnią komunikację.
Jazzve się rozkręca. Były potknięcia, ale jest duży
potencjał, bo smaki mniej więcej się zgadzają, tylko brakuje czułości, staranności.
To jest różnica, która na pierwszy rzut oka oddziela Jazzve od Armenii z
Narutowicza. Na pewno będziemy wracać i sprawdzać postępy. Biorąc pod uwagę, że
dopiero wystartowali, nie gloryfikujemy, ani nie skazujemy na pożarcie.
Wszystko się ułoży…
Adres:
Bernardyńska 20
Telefon
chyba jeszcze nie jest udostępniony
Internet: https://www.facebook.com/jazzvelublin
Dostępna dla
ludzi na wózkach
Komentarze
Prześlij komentarz