Warszawa
ma swoje wady, ale trzeba jej przyznać, patrząc lubelskim okiem, że
liczba i zagęszczenie ciekawych knajpek jest imponująca.
Planowaliśmy wyjazd w sprawie kilku kreacji, których
dostanie na prowincji jest niemożliwe.
W
ostatniej chwili stwierdziliśmy, że nie samym biletem PKP człowiek żyje. Na
gwałt szukaliśmy stołeczno-gastronomicznych adresów, zapisując je gdzie się da: w telefonie, na czole i na kartce,
którą i tak zostawiliśmy (znacie to?). Wizytę w mieście marszów rozpoczęliśmy
od kawiarni, której nie polecamy (jakieś Green Nero?). Kanapki ujdą, nawet
dobre, bo pieczywo chrupiące, rostbef soczysty, ale obsługa z szeregu pod
tytułem: jesteśmy tacy fajni, zamiast od „ dzień dobry”, zaczyna kontakt z
klientem od „co tak państwo stoją, natchnienia szukacie”?, po czym przestaje
ogarniać zamówienia, o które później trzeba się upominać. Po śniadaniu
popędziliśmy załatwiać sprawy powierzchowne. Po nich przyszedł czas na obiad.
Wcześniej zdecydowaliśmy, że odwiedzimy Pogromców Meatów, ale pojawiła się
rozterka – znów kanapki? Bijąc się z ozorkowymi, policzkowymi i
rekomendacyjnymi myślami (chwalił Nowak, chwaliła Restaurantica), ugięliśmy się
pod zmianą menu, odgrażając się, że jeszcze Pogromców zjemy. Poszliśmy do
parku, już wiedząc, że zjemy w drugim lokalu z listy – Kieliszkach na Próżnej.
Mają otwarte od 12 – stąd ten park. Punkt dwunasta – zamknięte. Pięć po dwunastej
– zamknięte. Już chcieliśmy wywołać manifestację, zwłaszcza, że pojawiali się
kolejni goście. W końcu – weszliśmy. Miłe powitanie, bezproblemowe połączenie
stolików – byliśmy ze wsparciem (dzięki nam Mateusz przeżył „najdroższą
kaszankę w życiu”) - i szybka lektura na
szczęście krótkiego menu.
![]() |
Krem ziemniaczany na zakwasie |
Pierwsze co rzuciło się w oczy, to sprzedawanie wszystkich
win na kieliszki – brawo. Dzięki temu nie jesteśmy skazani na wino, którego
ktoś chce się pozbyć lub wie lepiej, co gościom smakuje. Drugie, co się rzuciło
w oczy – choć może przesadzamy – to brak dań ze średniej półki cenowej. Mamy
propozycje na każdą kieszeń albo takie, które obok tych pierwszych nieco
odstraszają.
Łaszek czuła na żołądku jeszcze śniadania kawiarniane więc
poprzestała na kremie ziemniaczanym na zakwasie (19 zł). Ziemistość kartofelka
łamiąca kwas to celne połączenie. Do tego poszanowane, chrupiące warzywa i od razu przeczuliśmy, że technicznie nie
będzie można niczego zarzucić tutejszej kuchni. Czy na pewno?
![]() |
Osiemnastodniowe rzodkiewki |
Postanowiłem
przejechać się po przystawkach - „talerzykach,
![]() |
Świńskie uszy |
które są odpowiedzią na tapas” -
wytłumaczył kelner. Świńskie uszy chrupały w głowie jeszcze długo, przynosząc
na język posmak anyżu, którym wzbogacono wieprzowinę. To nie było takie zwykłe
chrupanie. Była w nim odrobina sprężystości, która każe sięgać po więcej, by
sprawdzić jak będzie smakował kolejny kawałek (12 zł). Tylko po co do tego „sos
paprykowy”:, który smakował jak wzbogacony papryką keczup? Zrobiło się dziwnie,
ale miałem już pod ręką sos z wędzonych szprotek (genialny), co ratowało
sytuację. Ten szprotkowy twór był dedykowany osiemnastodniowym rzodkiewkom (14
zł), których chrupanie nawet z liśćmi było świeżą i odżywczą czynnością.
Ubzdurałem sobie, że rzodkiewka powinna być marynowana, a nie była. Taka
podawana jest chyba do głowizny, ale jej nie chciałem (czemu? Nie wiem).
Wniosek jest taki, że rzodkiewki ze szprotkami – super, ale tym rzodkiewkom
brakowało restauracyjnego ducha.
![]() |
Krokiety z dorszem |
Czego nie można powiedzieć o dopracowanych
krokietach z dorszem (16 zł). Ich stawiająca tylko lekki opór, ale solidna w
strukturze panierka kryła w sobie niemal półpłynne, rybne wnętrze. Do tego
aioli i byłem kupiony. Co tam aioli. Znów królował sos ze szprotek. Jeszcze
tylko zatopienie
![]() |
Jesiotr z kaszanką |
widelca w daniu głównym – jesiotrze z kaszanką domowej roboty
i z jajkiem (52 zł) i wiedzieliśmy, że brodacz w kuchennym fartuchu
(Mateusz Karkoszka) rządzi na dzielni. Prężąca się ryba z lekko chrupiącym
wierzchem z gracją dzieliła talerz z dosmaczoną kaszanką (w Kieliszkach nikt
nie rozmawia o tym, czy można dorzucić trochę soli lub następnym razem odjąć
nieco pieprzu – wszystko jest jasne) pozbawioną jelita i rozłożoną na
charakterny, podrobowy placek. Do tego jajko, którego rozlane żółtko
zaokrągliło tę z pozoru dziwną parę i nie było więcej pytań, a tylko kiwanie
przyjaciela, który niechętnie pozbył się wizerunku Kazimierza Wielkiego z
portfela.
Minusy? Czemu nikt nas nie nakręcał na wino? Fakt – było
południe, a przed nami jeszcze wiele wrażeń niekoniecznie kulinarnych, ale
czujemy, że buteleczka mogłaby pęknąć. Być może to za sprawą rezerwacji w ramach
Restaurant Week. Przyszliśmy pierwsi, a zjedliśmy jako ostatni. To nie problem.
Jak akcja, to akcja. Dziwna akcja. W Lublinie na pewno nie brały udziału w
niej „najlepsze restauracje” (może
jedną, dwie byśmy polecili z czystym sumieniem) – a tak głosiło hasło, m.in.
dlatego nie chcieliśmy zostać ambasadorami akcji. Kontakt z organizatorami też
był nieco dziwny. Pewnie wszystkich blogerów traktują jednakowo – na zasadzie
„cieszcie się, że w ogóle z wami gadamy”. Jak widzicie – w Kieliszkach próżno
szukać minusów. Nieformalny wystrój z interesującymi ozdobami na ścianie
(szczęśliwa Łaszek znalazła żabę), wyrażający się w drewnie, wygodnych, eleganckich kanapach i geometrycznych ozdobach był zakłócony jedynie przez półmrok.
Nie lubimy go. Obsługa była profesjonalna, ale niezbyt aktywna. W sumie - bez zarzutu. A więc jak na wino i jedzenie w
Warszawie – walcie na Próżną.
Adres: Próżna 12, Warszawa
Internet: https://www.facebook.com/Kieliszki-na-Pr%C3%B3%C5%BCnej-1630307717249654/?fref=ts
, http://www.kieliszkinaproznej.pl/
Godziny otwarcia: pon.-śr.: 12-22, czw.-sob.: 12-23,
niedz.:13-19
Szef kuchni: Mateusz Karkoszka
Komentarze
Prześlij komentarz