Promocje potrzebne, miła atmosfera zawsze wskazana, ale nam o jedzenie głównie chodzi.
Ja
się za to taplałem w Aloo tikki chaat (według karty smażonych kotlecikach
ziemniaczanych). To czego jestem mniej więcej pewny to aromatyczne curry z
ciecierzycy, które często towarzyszy temu daniu. Zaskoczenie mogły wywołać
indyjskie chrupki, którymi posypano danie, ale to też był plus. Tylko dlaczego
kotleciki były pod postacią puree? Że niby jak pod curry, to już nie widać?
Pachnie niedoróbką (może się rozpadły), ale nadal smakowitą, którą jesteśmy w stanie zamówić
ponownie. Gorzej z Mutton
Gdy
ja głowiłem się nad wiekiem mięsa, Łaszek mało energicznie mieszała widelcem
w Butter chicken (23 zł). - Eee,
nie może być tak nudno – pomyślałem. A jednak. Słodycz zdominowała inne
doznania. Soczystość mięsa też niezbyt urzekająca. O co chodzi? Odpowiedzią
może być wyjaśnienie obsługującego nas, pogodnego Hindusa. Stwierdził on, że
gotują typowo pod polski gust, że ich smaki są zupełnie inne. Powiedział, żeby
następnym razem koniecznie prosić o gotowanie po ichniejszemu. Wydobyły
się z nas cichutkie jęki zawodu. No tak, to my proszę Państwa uniesień nie
zaznamy. Może trzeba zamówić coś z działu „Po naszemu”? W nim są placki
ziemniaczane, ruskie pierogi i frytki...yhym...
Mamy
obsuwę, oj mamy. To pokłosie szalonego 2016 roku. Jednak wracamy do gry, a Wy,
żeby mieć świadomość, jakie mamy zaległości, wiedzcie, że o tej restauracji
(wtedy jeszcze tylko w opcji dowozu jedzenia) dowiedzieliśmy się w...
październiku. Przymierzaliśmy się do zamówienia telefonicznego na początku
stycznia, ale menu, o które prosiliśmy na fan page'u restauracji dotarło
z opóźnieniem i głód zaspokoiliśmy jakoś inaczej. Będąc ostatnio w centrum
już nie mogliśmy odpuścić. Drugie piętro kamienicy, odrapane ściany, drewniane
schody z przeszłością. Robiło się ciekawie. Na szczęście drzwi oznaczone –
wchodzimy i zostajemy powitani typowo hinduskimi brzmieniami. Trafiliśmy.
Żeńska część załogi Pan Masala jest anglojęzyczna, ale dobra wiadomość dla
nieśmiałych – męska część dyskutuje po polsku aż miło.
Pakoras |
lekkim
chłodzie, za to z przyciągającym oczy widokiem na Bramę Krakowską - możemy
zaczynać. Knajpka obecnie podaje jedzenie przy pomocy plastikowych naczyń i
sztućców, nieco zaskakujących, bo przypominających wyglądem domowe sprzęty.
Niech będzie i tak. Mango lassi (8 zł) bardzo nam się spodobało, bo
nieprzesłodzone, a mocno owocowe. Łaszkowe Pakoras (10 zł) z panierką z mąki
grochowej były pod postacią kawałków cebuli, papryki, kalafiora i ziemniaka.
Szkoda, że płaskich kawałków, bo różnorodne kształty dodałyby charakteru
przekąsce. Do nich miętowo-kolendrowy sos. Smaczny, ale to standard.
Aloo tikki chaat |
Mutton Biryani |
Biryani (35 zł), którego suchości nie zdołał
zrównoważyć jogurt z ogórkiem. Suchy był zarówno ryż, jak i mięso. Według nas
była to baranina (menu zamiennie stosuje określenia mutton i lamb) o zdecydowanym
smaku. Polskie opis sugerował jagnięcinę, ale mniej lub bardziej zdecydowany
aromat nie zniechęca fanów tego mięsa. Baranek sprawiał wrażenie odgrzanego,
przygotowanego oddzielnie. Zapamiętaliśmy głównie cynamon. Szkoda.
Butter Chicken |
P.S. I tak wrócimy ;)
Adres: Krakowskie Przedmieście 2
Telefon: 731
733 333 (mają dowóz)
Godziny otwarcia: 11-22, pt. i
sob. do 24
Można płacić kartą
Niedostępna dla ludzi na wózkach
Komentarze
Prześlij komentarz