Małe Indie – naan powszedni

W Lublinie funkcjonuje obecnie pięć lokali z kuchnią hinduską. Smacznej kolonizacji nigdy dość, ale czy mają w sobie coś, co faktycznie przyciąga?

Spokojnie, to nie będzie wynurzenie natury gastro-socjologicznej, ani próba opracowania modelu biznesowego dla restauracji bezwołowej. Zawsze jednak szukamy czegoś, co wyróżnia odwiedzane miejsce, jest impulsem do powrotu i usprawiedliwieniem dla przejadania całej pensji. Co jest powodem powstawania kolejnych restauracji indyjskich – nie wiemy, ale z mozołem wszystkich próbujemy. Pierwsze wrażenia? Małe Indie przywitały nas kilkudniowymi problemami z płatnościami elektronicznymi, dużą aktywnością na fejsbuku i rosnącym w siłę fan klubem. Plus za menu dostępne na stronie. W mieście, w którym wciąż główną pozycją w karcie musi być kurczak i wieprzowina, proponowanie kuchni wegetariańskiej wiąże się z ryzykiem. Okazuje się, że coraz mniejszym. Nie od dziś wiadomo, że cudowne mieszanki z curry na czele dają warzywom moc zniewalania. Dla wegetarian to duża ulga, a dla kucharzy okazja do nauki. No właśnie. To jak z tym wege menu w Małych Indiach?

Skuchy w przystawkach

Naan
Jak zwykle jest zbyt obszerne i monotonne w lekturze, ale nie
Golgappa
nudne. Obsługa oczywiście nie daje czasu na studiowanie karty, czyli grzechy powszednie, niczym naan powszedni nie dają o sobie zapomnieć. Choć pieczywo to akurat mocny punkt Małych Indii. Ciekawie zapowiadała się kuchnia z południowych Indii. Ale cóż, nie ma. Na pewno będzie. Aha. My na pewno wiemy, że średni cykl życia restauracji potrafi być podobny do terminu przydatności do spożycia indyjskich, gotowych sosów. Także nie lubimy podobnych tłumaczeń. A czemu menu informuje o daniach, których nie ma? No ładne to menu. Poszło do druku pewnie i co zrobicie? Na ścianę powiesicie? Trzeba dać ludziom. Na początek wybraliśmy Golgappa (Pani Puri) za 15 zł. Jak głosi dokładny, intrygujący opis, to: „tradycyjna indyjska przekąska w formie wydrążonej kuleczki, nadziewanej ziemniakami, ciecierzycą i cebulą, z ostro-kwaśną wodą tamaryndowo-miętową”. Skucha! Kuleczki były, fantastyczne połączenie tamaryndowo-miętowe – również. Nadzienie wyparowało. Smutno. Ale wiecie, co? Dobre to było, tylko, że sprawdziłoby się jako deser. Co innego z obiecywanym nadzieniem…

Paneer Afgani Tikka
Przyznam, że z dań głównych nie znalazłem nic imponującego. Zostałem w przystawkach. Paneer Afghani Tikka (30 zł) brzmiało ekstatycznie: „ser paneer marynowany w paście z nasion melona, orzechów nerkowca, maku, grillowany na złoty kolor w piecu Tandoor. Zerknijcie na zdjęcie i będziecie wiedzieć, że towar nawet jeśli był zgodny z opisem, to jest co najmniej rozczarowujący. Głównym bohaterem był na szczęście ser, świetnie upieczony. Obok naan, to jeden z hitów hinduskich garkotłuków pod każdą szerokością geograficzną. Obok sera papryka i cebula.  W czymś upaplane. Mak, orzechy, nasiona melona? Brakuje nam pewności, że to wszystko tam się znalazło. Za mało smaku w tym wszystkim było. Ale jakieś aromaty przecież dało się wyczuć. Niestety niezidentyfikowane.

Idźcie w naan i warzywa w sosach

Dry Mixed Vegetable
Łaszek trafiła lepiej. Wolała konkret, wskazując na Dry Mixed Vegetable (22 zł). Nie brzmi po indyjsku, ale na pewno tak smakuje. Warzywa duszone z serem, pomidorami i orzechami nerkowca. A konkretniej to w roli warzyw: fasolka, kalafior, groszek. No i tu mamy esencję. Wszystko do siebie pasuje. Smaki są wyczuwalne oddzielnie, ale z potężnymi przyprawami tworzą coś, co podczas przygotowywania wydaje się bezsensowne, a okazuje się pyszne. Do tego oczywiście ryż albo naan. Oba dodatki bezbłędne. Pieczywo moglibyśmy jeść codziennie. Zwłaszcza w opcji z masłem. Niech ten naan powszedni zostanie w Waszej pamięci. Przystawki to porażka. Jeśli musicie, zamawiajcie warzywa i sery w sosach.

Obsługa wyróżniła się jedynie szybkością. To nas zdziwiło. Na dania czekaliśmy kilka minut. Ciekawe, prawda? Wystrój bardzo nam się podobał. Żywe kolor i zdobienia są akcentami wśród stonowanych, drewniano-ceglastych wnętrz. Przyjemnie tam posiedzieć, ale czy nie sprawdzi się narzekanie ze stolika obok? „Nie ma mięsa? Nie ma alkoholu? To słabo”.

Adres: Rybna 2, Lublin
Internet: https://www.facebook.com/maleindielublin/, http://www.maleindie.pl/
Godziny otwarcia: 12-22, piątek i sobota: 12-23
Telefon: 516 140 380
Niedostępna dla ludzi na wózkach.

Komentarze

  1. Byłem tu kilka razy i muszę stwierdzić ze to jest bardzo dobre.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz