Szczupak LubLIN (zamknięta) – umiemy szybko zapomnieć

„Co, było, a nie jest, nie pisze się w rejestr”. Poszliśmy znów. Pełni obaw. Niepotrzebnych, bo wszystko jest w najlepszym porządku, ale egzamin poprawkowy łatwy nie był. 

Goście mile widziani 

Mniejsza o okoliczności i tło wizyty. Napiszemy tylko, że nerwy ostatnimi czasy są napinane do granic możliwości. Nie mamy ochoty jeszcze użerać się (ani obżerać) za niemałe pieniądze. Jeść jednak trzeba, czasem w centrum. Dlaczego znów Szczupak LubLIN? Dlatego, że niechcący chlapnęliśmy przy osobie towarzyszącej, że to typowo rybna restauracja, a towarzyszka zastrzygła uchem i już przestały do niej docierać sygnały werbalne świadczące na korzyść innych jadłodajni. 

Wędzony trewal
Wesołe twarze okupujące sąsiednie stoliki prędko opróżniły szklaneczki i popędziły dalej. Całkiem komfortową sytuację wykorzystaliśmy na dłuższą lekturę menu, a nawet na życzenia specjalne dotyczące braku sosu w jednym z dań. Musieliśmy trochę bredzić, bo obsługująca nas miła osóbka zamówienie przyjęła, ale po chwili rozmawialiśmy już z szefem kuchni – Sławomirem Piwowarskim. Wystarczyło kilka słów i każdy był zadowolony. Amuse bouche na start i już wiemy, że goście są tam mile widziani. Dymiony, wędzony trewal z dodatkami nieco nas obudził. 

Szczupak wyborny/karpa broni się sam 

Szczupak
Nie dajmy się zwieść gratisom! Nie dla nich tu przyszliśmy. Szczupak (44 zł) był wyborny. Sprężysty, pełen niemal krążących jeszcze soków, odrobinę chrupiący w części skórowej. Do niego umundurowane kartofelki w sosie ziołowym, intensywne puree z kopru włoskiego i marchewką glazurowaną sosem ostrygowym. No, nieźle, nieźle. 

Przypadkowym pomysłem nie było na pewno połączenie karpia (35 zł) z duszonymi warzywami, rzodkiewką ze szczypiorkiem, ziemniakami opiekanymi z duszoną kalarepą i sosem śmietanowym. Żadnego nadmiaru, tłustości i kombinowania. A karp obroniłby się nawet solo. 

Łosoś
Wolicie coś absolutnie uniwersalnego? Idźcie w pieczonego łososia (36 zł). Ziemniaczki, koperek, sałatka z sezonowych warzyw i winegretem. Znów mamy do czynienia z wyraźnym bohaterem rybnym i stonowanym tłem, które nie atakuje skołatanych zmysłów. 

A na deser tatar 

Koniec był już uzgodniony, aż do momentu, w którym na stole
Amuse bouche
pojawiły się kolejne kulinarne prezenciki, tym razem na słodko. Brownie, strzelający cukier i lody śmietankowe. Poddaliśmy się. 

Tatar
Do rachunku kazaliśmy dopisać budyń jaglany (14 zł) i tatar z bawety (34 zł). Że mało kto podaje budyń albo kisiel, to już pisaliśmy. Najwyraźniej, umiejętności nie pozwalają na serwowanie tych jakże skomplikowanych słodyczy. Szef Piwowarski świeżą głową odkurzył ten deser, dorzucając słony karmel, żel wiśniowy, kruszonkę czekoladową, grylaż z orzechów włoskich i świeże owoce. Choćbyście chcieli, to nie oprzecie się takiemu deserowi. A co z tym tatarem? Nawet nie chodziło o zastawienie jakiejś pułapki, w stylu: rybne meny, to pewnie wołowina słaba. Po prostu umysł został owładnięty opisem zapowiadającym odymioną bawetę (łatę) z sosem rybnym, szczypiorkiem, rzodkiewką, siankiem z selera, żółtkiem sous-vide (jednak powinno być płynne, a nie było) i chlebem piwnym. O żółtku początkowo zapomnieliśmy. Mięso się liczy, a to było świeże, żywe, czerwone niczym te wspomniane zszargane nerwy. Nie lubimy tej francuskiej modły, która nakazuje wymieszania z dodatkami, ale w Szczupaku wiedzą, jak to robić. No i ta nuta sosu rybnego. Umami to zniewalający twór.
Budyń jaglany
Koniec naszej wizyty udowodnił, że jednak ktoś nas czyta i pamięta o nas. Nie musi myśleć o nas z miłością, ale jeśli jeden z właścicieli zaczyna rozmowę od: „Mam nadzieję, że wszystko w porządku Panie Piotrze? Kuchni jesteśmy pewni, a zarządzania ciągle się uczymy”, to jesteśmy spokojni, bo to oznacza, że świat jeszcze nie stanął na głowie. Nadal pokora i praca dają efekty, a pyskówki lubiane przez mundrołków (również tych z branży gastronomicznej), którzy pozjadali wszystkie rozumy, nie są dowodem męstwa lub mądrości. Morał tej historii jest taki, że Szczupak LubLIN umie koić nerwy, rozwijać się i serwować ryby, w których się specjalizuje. Takich miejsc wciąż brakuje.

Komentarze