O Matko i Córko – rodzinnie i chaotycznie

Macie tę przewagę, że mogliście być w tej restauracji kilka razy od momentu, kiedy my ją odwiedziliśmy. Wciąż odrabiamy zaległości w publikacjach. 

Notatka w telefonie wskazuje na dwudziestego trzeciego sierpnia. Duszna to była niedziela – mamy to zapisane. Z adnotacją – „klimatyzacji brak lub jest wyłączona”. Dobrze, że po kilku minutach włączyli chociaż światło – zawsze to raźniej. Zabraliśmy się za lekturę karty, wyłapując kilka błędów, ale brak dbałości o menu niestety już nam powszednieje. Ciekawią włoskie konotacje restauracji. Szefowie – Dariusz Cygan i Bartłomiej Sarnowski znają się na rzeczy, ale być może nie chcą uchodzić za purystów, stąd na przykład łączenie krewetek z parmezanem. Uwagę powinny przyciągać dania dla dzieci, wszak to restaracja rodzinna. Mamy „pancakes”, „nugets”, „rosołek”, „mini pierożki” i „mini pizzę” (a nie pizzunię?). Nic odkrywczego. Jest za to całkiem sporo miejsca do zabawy i podziwiania akwarium. Mają nawet dywan w ulicę – marzyło się kiedyś o takim... 

Zamówienie składamy z pewnym trudem, gdyż Eska wali po uszach z głośników. Efekt jest taki, że nie ma cytrynki w szklankach, mamy za to „jedną pierd....ą schizofrenię” Paktofoniki. Oprawa muzyczna wymaga przemyślenia. 

Policzek wołowy
Zaczynamy od kaszanki (24,90). Według opisu - z dodatkiem karmelizowanego jabłka, konfitury z czerwonej cebuli i aromatem tymianku. Talerz różni się od zapowiedzi. Mamy krokiety i pierogi (odrobinę nierówno ugotowane) nadziane - tymiankową, dopracowaną - kaszanką, sporo owocowych akcentów (nie tylko jabłkowych) i zbędne kiełki. Dużo się dzieje, ale w granicach zdrowego rozsądku. To dobra przystawka, w której faktycznie wybija się zapowiedziana bohaterka. 

Łaszek, nasza dzielna „Rosolniczanka”, szybko uporała się z bulionem z pieczonej kaczki,
wyposażonym w kluski lane, marchew i pietruszkę (11,90). Sprzeciwu nie zgłosiła, zachwytów też nie było. 

Filet z kurczaka
Więcej powiedziała o filecie z kurczaka (30,90) bo i talerz bogatszy. Delikatne mięso zestawiono z kopytkami gnocchi (aromatycznymi, dodatkowo podsmażonymi), „mączystym” puree z marchwi i mango, kalafiorem romanesco (jedynie do odhaczenia) i ledwo majaczącym w tle pesto genovese. Owoce i kiełki też były. Znów talerz kipi, są kontrasty, ale w dłuższej perspektywie nic, do czego by się tęskniło. 

Skoro jesteśmy przy daniach głównych, to winni jesteśmy wprowadzenia do nich – iście kulawego. Dania powędrowały na stolik obok, gdzie ich konsumpcja się nie rozpoczęła, gdyż przytomnie zauważono, że „to nie nasze makarony!”. Co zrobiłby rozgarnięty kelner? Zabrałby dania do kuchni, odczekał jakiś czas i wrócił do właściwego stolika z ciekawą historią. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby przyrządzono je raz jeszcze (utopia?). Otóż pan, który nam je w końcu doniósł, zrobił to podczas naszego mierzenia się z przystawkami. To nic, że miejsca nie ma. Że wystygnie? A, co tam!. Na uwagę, że zbyt wcześnie otrzymaliśmy te dania, rezolutny pan burknął, że „no trochę mi tak...no” i uciekł po chwili z restauracji. Nie był to kelner, który przyjmował zamówienie i obsługiwał nas wcześniej i później. Na oko – typowy właściciel, który zwyczajnie robi, co mu się podoba, tzn. „pomaga i ma oko na wszystko”. A wspomiany kelner robił co mógł, ale brakowało mu wsparcia. 

Kaszanka
Skończyliśmy policzkiem wołowym (37,90). Tutaj to dopiero mamy przedstawienie. Rozpadająca się pod widelcem część ryjka cieszyła konsystencją i kleistością, jednak stopień ufinezyjnienia i przyprawienia był zbyt wysoki. A jeszcze mieliśmy puree ziemniaczane z wasabi (na sczęście zbalansowane), owocowy sos, kalafiora, jeżyny i (a jakże!) kiełki. Opis sugerował jeszcze białą czekoladę i jałowiec (zapewne w mięsnym sosie). Gdyby nie podkręcono mięsa ponad miarę, byłoby o wiele przystępniej. 

Tak, tak – trzeba wracać i weryfikować. Tylko czy dopuszczamy do siebie myśl, że może być tak samo? Nam szkoda czasu, chyba, że zmieni się menu. Póki co widzimy, że jest potencjał, są pomysły, tylko jest tak, parafrazując pana będącego napędem do tacy – no trochę tak im...no.... - brakuje tego i owego? 


Adres: Nadbystrzycka 105, Lublin 
Telefon: 660 069 747 
Godziny otwarcia: 11-22

Komentarze