Focus – Justyna Kowalczyk też nie dała rady



Czy my jesteśmy dla restauracji odpowiednikiem Marit Bjoergen dla naszej wspaniałej biegaczki?

Do Focus’a zajrzeliśmy w sobotnie popołudnie. Dlaczego tam? Ponieważ nasi współtowarzysze pragnęli obiadu nie mniej niż my, ale mieli swoje warunki. Miało być niedaleko, ale nie w centrum. Koniecznie z parkingiem i ze smakiem oczywiście, ale w miejscu gdzie jeszcze nikt z nas nie był. Padło na restaurację hotelową. Przy wejściu powitało nas zdziwienie pani recepcjonistki. Kto by się spodziewał gości o tej porze? Na dodatek głodnych. Na szczęście nie straciła głowy i udała się na salę restauracyjną, by zasięgnąć opinii kelnerek i być może kucharzy w kwestii logistycznego rozwiązana obiadu dla czterech osób. Nie bylibyśmy obiektywni zapominając o tym, że widać było przygotowania do większego przyjęcia. Decyzyjni wyrazili zgodę na nasz pobyt, a zatem usiedliśmy i zbadaliśmy menu.
Włoska zupa pomidorowa

Zupa cebulowa
Poprosiliśmy o włączenie telewizora, gdyż część z nas chciała obejrzeć śniegowe wyścigi biegaczek. Sportowy nastrój nie miał na szczęście odzwierciedlenia w doborze dań. Na rozgrzewkę poprosiliśmy o zupę cebulową (8 zł) i włoską zupę pomidorową (9 zł). Cebulowa była gorąca, pełna aromatycznych piórek ze składnika głównego, lekko pikantna od pieprzu, z grzanką na wierzchu. Niezła. Czepiliśmy się jedynie sera na grzance, bo był kompletnie nijaki. Pomidorowa to już inna kwestia. Konsystencją przypominała sos, w smaku była zbyt kwaśna, choć ja taki stan rzeczy toleruję w płynach pomidorowych. Start był niezły, ale liczy się meta, co potwierdziły zawody na ekranie. Jak żółw przyczajona jest Justyna – tak komentował sprawę Tomasz Zimoch. A my, też przyczajeni, zaczęliśmy komentować czas oczekiwania na dania główne. Wyniósł on około 45 minut licząc od złożenia zamówienia. Nasza redakcyjna dwójka czekała dzielnie, ale pozostali, ciągle o pustych żołądkach mieli ochotę zrobić falstart. Tylko czym? Wodą?
Kaczka pieczona

Sandacz
Nadeszły upragnione posiłki. Nieco za suchą kaczkę pieczoną, uratowały słomiane placki, które dodatkiem marchwi i swoją kruchością urzekły nas. Do tego jakby dżemowaty sos żurawinowy o przesłodzonej duszy z dodatkiem dobrych jabłek i żubrówki resztkami sił przełamującej stereotypowy charakter dania (39 zł). Udał się natomiast pieczony sandacz na grzybach leśnych. Tych ostatnich było mało, ale nie za mało. Ryba była pełna gracji - delikatna, soczysta i nie pasowała do kolejnej porcji rozgotowanych brokułów oraz pieczonych, chłodnych „koron” ziemniaczanych (34 zł). Rutyna po cichu wykańcza kucharza, tak jak pupila pewnego banku o nazwie podobnej do eins, zwei, drei?  Focus, co widać na stronie internetowej, też korzysta z usług tego banku. Tyle, że wspomniany wcześniej pupil walczył, a kucharz odpuścił. W daniu, które miało być hitem – Rio Negro (44 zł), wołowina argentyńska została zamęczona. Jej smażenie rozpoczęło się najprawdopodobniej jeszcze w Ameryce Południowej. Była twarda i sucha. Nie pomogła orzechowa emulsja, która była ciekawa, choć mało odważna w wyrazistości. Do tego podano idealnie ugotowaną brukselkę. Czyli jednak da się? Podano też faszerowane serem ziemniaki. Dobre i całkiem zdrowe, bo w mundurkach. Jeden więcej ucieszyłby bardziej niż zbyt duża ilość zielonych warzywek.
Rio Negro

Wystrój nie przykuł uwagi. Salon nowoczesnego domu tzw. klasy średniej z obrazami Klimta w roli głównej. Tak można go określić. Na obrusie była plamka. Ze szminki – stwierdziła Łaszek. Nie protestowałem. Ciężko nazwać wystrojem podjazd dla niepełnosprawnych i rodziców z wózkami dziecinnymi, ale za to należy się duży plus.

Obsługa zajęta była przygotowaniami stołu dla ważniejszych gości, bo już umówionych. Co do serwisu to nie mamy zastrzeżeń, choć przy daniu z wołowiny warto zapytać o stopień wysmażenia, gdyż standardowo powinna być średnio wysmażona. Zaufaliśmy tej zasadzie i się przeliczyliśmy. Poza tym - bez entuzjazmu, ale i bez potknięć przebiegło podawanie do stołu.

Nie spodziewaliśmy się ani bajki, ani sensacji, choć jadłospis ze strony internetowej napawał optymizmem. Trzeba dokonać aktualizacji, albo liczyć na naiwność. My się nabraliśmy. Kowalczyk też dała się podejść. Chyba jednak daleko nam do sprytu jej głównej przeciwniczki. Co do restauracji - Focus musi pamiętać o klientach indywidualnych i postarać się o poprawę dań. Dobre pomysły to jeszcze nie dobry smak.

Adres:  al. Kraśnicka 80 (na stronie jest błąd – Kranicka), 20-718 Lublin
Numer telefonu: 81 527 00 44
Strona w Internecie: http://www.hotelfocus.pl/

Komentarze

  1. Kuchnia z Focusa miała w przeszłości dość dobrą renomę, ale z obsługą klientów indywidualnych nigdy nie było najlepiej. Bywałem tam onegdaj nierzadko. Tak się zawsze składało, że nigdy ja i moi goście nie byliśmy dla personelu najważniejszymi osobami na sali...
    Jadałem tam czasami smaczne rzeczy. Dwukrotnie jednak przeżyłem po focusowym posiłku poważny rozstrój organizmu.
    Na kanwie niniejszej dysertacji, uzupełniłbym wiodącą maksymę: najważniejsze czy smakuje, ale ważne też jak się człowiek po tym czuje...
    Taki rym mi wyszedł - częstochowski trochę....
    Pozdrawiam,
    jajnick

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może kelnerzy powinni zamiast pytania: Czy smakuje? Czy smakowało? Zadawać też pytanie - Jak się Państwo czują? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz