Święto Młodego Cydru – bo spróbować trzeba

Impreza pod patronatem lubelskiego potentata może się źle skojarzyć, ale jeśli jest okazja do degustacji kilku nieznanych trunków i posłuchania czegoś innego niż Budka Suflera i nieskończona ilość zespołów pieśni i tańca – okazji nie można zmarnować.

Cydr jest modny, ale jak widać po frekwencji sobotniej imprezy – chyba jeszcze nie dotarł do świadomości mas. Kolejki były, ale krótkie. Zainteresowanie opierało się głównie na wypiciu darmowej próbki i odejściu znów na koniec kolejki, ale to wciąż początki sławy alkoholu z jabłek. Na pewno będzie lepiej, bo pasjonatów przybywa. Chyba jednak stajemy się Europą, bo usłyszeliśmy: „Piłam cider w Anglii, bo tam to jest wszędzie, takie normalne do picia, a co tu mają, to nie wiem – jakiś cydr”. Skoro mamy to co wyspiarze, to znaczy, że idzie lepsze. Chyba.
Spróbowaliśmy kilku młodych trunków i najbardziej ucieszył
Cydr Polski:  rumiany i klasyczny
fakt, że były różnorodne. Każdy mógł wybrać coś dla siebie, popsioczyć na jedną flaszkę, a poklepać po ramieniu producentów innej. Zaczęliśmy od Cydru Polskiego (TiM S.A). Wersja klasyczna kojarzyła się z zielenią i głównie wytrawnością bez większej głębi. Polubiliśmy za to ich drugi produkt – rumiany charakteryzował się słodyczą, może dzięki temu był łatwiejszy i wkupił się w nasze łaski. Był też kwaskowaty balans, więc wróżymy mu karierę. Cydr Wielkopolski (Katarzyna i Tomasz Rembowscy) trochę straszył goryczą i cierpkością, ale wyróżniał się, bo był mętny i miał charakterek. Trzeba się przyzwyczaić. Z kolei Staropolski (gospodarstwo „Polana” Elżbiety i Wojciecha Popko) wyrabiany ze starych i dziko rosnących jabłek był najoryginalniejszy. Łaszek kręciła nosem, a ja wyczułem w jego smaku apteczną perwersyjność, wytrawność z długim finiszem. Też był mętny, ale nie tak jak poprzednik. Kolejny – Applegreen z granatem (Biogrim) to cukiereczek. Fajny, pomysłowy, przyjemny, ale tylko na chwilę. Hitem był na pewno Dzik (Dzik Polski Cydr). Kolejka do niego ciągle rosła.
Cydr nie jedno ma oblicze
A w smaku wyczuliśmy konkretną skórkę jabłkową. Zaletą było podawanie go ze schłodzonej beczki, a także moc bąbelków jaką niósł przy każdym łyku. Jak widać to się wszystkim spodobało. Z pewnością wyróżniał się też graficznie na tle innych stoisk. Tyle z naszego próbowania. Na pewno nie była to czołówka debeściaków, ale z pewnością nie był to czas stracony.
Dzika Kolejka
Mieliśmy nadzieję przekąsić coś ciekawego, ale z zapowiadanych food trucków nie wszystkie się pojawiły (konkretnie chodziło nam o Japadogi). Nie znaleźliśmy żadnych rewelacji.

Podsumowując – cieszymy się, że Cydr Lubelski, który choć coraz lepszy, to jednak jeszcze mało ciekawy, dzielił Rynek razem z innymi producentami. Różnorodność w krainie smaków to chyba kwestia najważniejsza. Plusem był też brak opłat. A jeśli dorzucimy do tego ciekawy występ Tymańskiego i Przybysz, to wychodzi z tego niegłupi pomysł na weekend. Oby takich więcej, a podczas ich trwania – o wiele więcej fanatyków cydrów, zarówno tych produkujących, jak i degustujących.


Komentarze

  1. No jasne że smakuję...mam nadzieję że będzie można go gdzieś dostać, jeszcze bym się go napiła.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie tylko Ty. Mi bardzo posmakował na Święcie Młodego Cydru :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu to jego święto było jak mógł nie smakować jeszcze w lublinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi też smakował bardzo, i również mam wrażenie, że Lubelski jest coraz lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam cydr! Ale jeszcze bardziej uwielbiam tańczyć po cydrze :D taniec

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz