Europejski Festiwal Smaku 2014 – dzień III i IV

Obawialiśmy się, że nie podołamy w opisywaniu ciekawych wydarzeń, ale niektóre się nie odbyły, a inne miały spore opóźnienia czasowe. Były też takie, o szczegółach których wiedziała garstka. Nie mamy więc ogromu materiału do publikacji, ale to co zobaczyliśmy, było bardzo przyjemne.

Paweł Trzciński
Sobotni rajd po festiwalu rozpoczęliśmy od Małego Festiwalu Kawy,
Chemex
który z roku na rok rozwija się coraz prężniej, gromadząc nie tylko rosnącą liczbę kawiarni i zapraszanych przez nich fachowców, ale i przyciągając nowych amatorów czarnego naparu. Oczywiście nie dalibyśmy rady opisać wszystkich wydarzeń z kawą w roli głównej, więc skupiliśmy się na jednym – warsztatach parzenia kawy metodami alternatywnymi  w Kawiarni Kawka. Na tę okazję rozkochana w kawowych nowinkach właścicielka – Dorota Zaniuk zaprosiła Pawła Trzcińskiego – Mistrza Polski Aeropress 2011.
Ten specjalista wie jak zainteresować publikę. Jak stwierdził: „Skoro można osiągnąć wyższy poziom przyjemności, a kawa jest jedną z nich, to czemu nie?”.
Drip
Zgromadzeni dowiedzieli się, że kawę można zaparzyć już w temperaturze 70 st. C. Ale to wyższa szkoła jazdy. Generalnie należy unikać wrzątku. Optymalna temperatura wynosi 85-90 stopni. Do wody można wrzucić kostkę lodu, co przyspieszy cały proces parzenia kawy. Kawkowicze poznali metody chemex, aeorepress i drip, a także mieli możliwość pobawienia się dedykowanymi do tych metod sprzętami. Następnie każdy wybierał swój smak, bo nie ma sensu mówić, który sposób jest najlepszy. Każdy jest inny i warto spróbować wszystkich.
Najważniejsza w tej zabawie jest sama kawa. Według Trzcińskiego – tylko Arabika, najlepiej jasno palona, która może mieć aromaty na tyle owocowe, że odechce się cukru. Jeśli was zachęciliśmy, to uderzcie do Kawki, bo tam codziennie trwa festiwal alternatyw. Zapomnicie o kawach z ekspresu, a może nawet o dodawaniu mleka. Co najlepsze – sami możecie zostać home baristami. Wybierzcie ulubioną metodę, zakupcie sprzęt, świeżo zmieloną kawę i do dzieła.

Aeropress
Postawieni na nogi przez zaaplikowanie odpowiedniej dawki kofeiny, pobiegliśmy na tereny przy Bernardyńskiej. Uznaliśmy, że o wiele przyjemniej jest posiedzieć na zielonej trawce, niż grzać się ciągle w murach pięknego, ale tłocznego Starego Miasta. Mądra decyzja organizatorów. A wśród zieleni rozłożyły się kolejne stragany, głównie piwne. Browar Sulewski, Sulimar? A może coś zagranicznego? Nas urzekło kilka płynów, ale chyba najbardziej spodobało się  Bohema Pilsner. Trochę chlebka, trochę chmielu. Skoro byliśmy w okolicy food trucków, to je też zaatakowaliśmy, ale przyznamy szczerze, że nie podbiły one naszych serc. Oczywiście nie poznaliśmy wszystkich budek na kółkach. Przyjemnie pogadaliśmy i smacznie zjedliśmy w Wurst Kiosk Wagen. Choć drobne mielenie mięsa na gładko przegrywa z grubszym sposobem, charakterystycznym dla polskich kiełbas. 

Oczywiście Wurst Kiosk ma i wariant rodzimy, w postaci krakowskiej. Pierwszy raz zjedliśmy bratwursta z curry. Ta kiełbaska będzie nam częściej towarzyszyć. Dalej było już tylko mniej ekscytacji. Do tego belgijskie fryty jak się patrzy. Kanapka z wołowiną duszoną w porterze o rasie której się nie dowiedzieliśmy, mimo, że owe rasy są wypisane na szybce – hmm… Warto wiedzieć więcej na przyszłość. Sama kanapka w porządku, ale chyba mieliśmy zbyt duże oczekiwania (buła za 17 zł od Chyży Wół) . A sushi? Ech… dodatek serka to dla nas bezsens i tyle. (15 zł za 6 maki od PanJapan).
Na szczęście Judaszowi nalewka nie przysługiwała
Jerzy Rogalski i Bronisław Cieślak

Następny punkt to „Teatr Nalewek”. No cóż – to miło, że mogliśmy zobaczyć jak jury degustuje nalewki, a ich twórcy obserwują reakcję jurorów (wśród sędziów byli dbający o świetny nastrój wszystkich aktorzy – Bronisław Cieślak i Jerzy Rogalski), ale obrady zaraz się skończyły, a w programie nie było informacji o tym gdzie nastąpi ogłoszenie wyników. Pomyśleliśmy, że pewnie zostaną zaraz opublikowane, ale na to trzeba poczekać. Nie do końca jasna była też sytuacja z turniejem piwnym. Mniejsza o to, ale o wszystko trzeba było się dopytywać, nawet o to, czy taki szanowny pan Kuroń w końcu wystąpi, czy nie? Jednak nie. Miało to się odbyć już w niedzielę. Jak widzicie, płynnie przeszliśmy do dnia ostatniego.


Patryk Kołtyś
Ostatni dzień dla nas to obejrzenie pustego i smutnego Mostu Kultury, gdzie Polacy i Węgrzy podobno mieli się bratać, kolejne wycieczki po straganach – dorwaliśmy np. charakterne Chaczapuri od Gruzinów, no i koczowanie pod Sceną Smaku. Tam odbywały się pokazy profesjonalistów z restauracji, które w tym roku współpracowały w EFS. Widzieliśmy zapowiedzi kilku projektów, ale wszystko to zlewało się ze sobą. Jeszcze w sobotę obejrzeliśmy Patryka
Restauracja Atrium i Saltimbocca
Kołtysia z restauracji „U Szewca”, który tchnął nieco brytyjskich akcentów, prezentując bread and butter pudding, pod szyldem „Latające talerze”, czyli przedsięwzięcia, w którym mniej więcej chodziło o prezentowanie kuchni krajów, do których można śmignąć powietrzem ze Świdnika. A w niedzielę obejrzeliśmy wykonywanie saltimbocci przez właścicielkę (chyba) restauracji Atrium, co było
Perliczka z The Olive
kolejnym akcentem „Latających Talerzy”, ale też podpatrzyliśmy podawanie perliczki z cymesem przez Adama Augustyniaka-Dobosza, szefa kuchni z The Olive i wierzcie nam, że było to warte więcej niż wszystkie food trucki i uściski Lublinian z Czarlsem Dajnieultem. Aż się zdziwiliśmy. Winny cymes, chrupiąca i soczysta perliczka, a do tego świetnie ugotowana kasza jaglana.
Swoją drogą – dowiedzieliśmy się, że paru szefów gdzieś wyparowało. Szafrański z The Olive, Kurowski z Alter…

Mirabelki:)
To w sumie na tyle. Po raz kolejny Europejski Festiwal Smaku zabrał nam kilka dni życia, ale było warto. Trochę ponarzekaliśmy, ale nie mielibyśmy nic przeciwko cotygodniowym powtórkom… Tylko, żeby Ci straganiarze tak nie zdzierali, bo następnym razem wleziemy na pyszną mirabelkę z Podwala, którą dziś namierzyliśmy i zjemy wszystkie owoce, a pestkami będziemy bombardować co bardziej drażniących dorobkiewiczów.

Komentarze

  1. Festiwal kawy sprawił, że chcę nabyć chemexa lub drippa. Najbardziej mi podpasowała ta metoda.
    Miło było Was w końcu poznać.
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem i muszę przyznać, że SUSHI mi posmakowało, nie wiem dlaczego, ale jest naprawdę smaczne !!!! polecam, warto było pójść

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie straganiarze zdziercy tylko organizatorzy- kto wytrzyma poza hurtowniami, cenę trzech tysięcy złotych za stoisko?
    Dlatego teZ miEdzy innymi, to wydarzenie coraz bardziej się komercjalizuje

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz