Ivo Italian (zamknięta) – każdy klient recenzentem

To było najbardziej wyczekiwane otwarcie tego roku. Może dlatego słychać sporo narzekań?


Najpierw była informacja o nowym, innowacyjnym pomyśle opartym na szybkiej obsłudze, która będzie przygotowana na przyjęcie dużej liczby gości i obsłużenie jej w czasie nieprzekraczającym 30 minut, oczywiście przy zachowaniu wysokiej jakości. Potem pojawiły się pierwsze zdjęcia z ogromnego jak na restaurację wnętrza. Media trzymały rękę na pulsie. No i jeszcze Top Chef z udziałem Szefa Kuchni Ivo Violante. Balon został nadmuchany do granic możliwości. Oczekiwania musiały być ogromne, choć, gdy zobaczyliśmy po raz pierwszy menu, to nieco się rozczarowaliśmy, bo zawsze szukamy nowego, a nie utrwalania jadłospisowych schematów. Inna sprawa, że pizzę, sałatkę i makaron można wynieść na wyżyny smaku, ale można też je zwyczajnie schrzanić. Miło jest wiedzieć, że jest jakiś pewny adres, bo nierówny poziom wciąż jest największą bolączką restauracji i na to właśnie liczyliśmy. Na knajpę, do której walić można w ciemno.
Podejście pierwsze polegało na odbiciu się od kelnerki a następnie od prawdopodobnie menedżerki, która zasiadała do posiłku przy stoliku dla czterech osób. Brak wolnych miejsc. Trochę dziwnie to zabrzmiało, ale rozumiemy, że jeść każdy musi. Niezbyt to pro sprzedażowe.
Podejście drugie zakończyło się podobnie, z tym, że teraz zdołaliśmy jedynie przekroczyć próg restauracji. Drugi krok był niemożliwy ponieważ od razu stwierdzono, że miejsc wolnych nie ma (choć jacyś goście wychodzili, więc może warto byłoby zerknąć tu i tam?
Grappa Luigi Francoli
Niezrażeni stwierdziliśmy, że w końcu dożyliśmy czasów, gdy na miejsce trzeba grzecznie poczekać. Na świecie w wielu restauracjach jest normą, że na stolik czeka się tygodniami bądź trzeba odstać swoje przed samym wejściem, bo rezerwacje nie są prowadzone i z tym problemu nie mamy. Gorzej, jeśli nie ma konkretnej informacji zwrotnej, bo niby jakieś rezerwacje na rogu Zielonej i Staszica funkcjonowały, ale my jej nie mogliśmy dokonać. Nic to. Poszliśmy raz jeszcze. Tym razem trafiliśmy na innego menedżera (chyba z włoskimi korzeniami). Przywitał nas oceną Łaszkowej groźnej miny – zimowo Pani wygląda – stwierdził. Ciekawie się zaczęło, bo oznaczało to, że zostaniemy potraktowani indywidualnie, a to zawsze lepsze niż obojętność. Znaleziono nam stolik zaraz nad kuchnią, co było dla nas atrakcją. W czasie czytania menu słyszeliśmy kilka rozmów wspomnianego menedżera z gośćmi. Warto przytoczyć choć jedną:
                - Przynieść wino? 
                - Nie, samochodem jestem. 
                - Przecież mówiłem, żeby zostawiać samochód.
Pasta z owocami morza
Włoska bezpośredniość i poczucie humoru w tym miejscu są obowiązkowe według nas. Ale w pojedynkę nie można załatwić wszystkiego, nawet, jeśli obsługa kontaktuje się poprzez krótkofalówki, słuchawki i na sposoby, które wszystkie zna chyba jedynie Ivo. Kelnerki wciąż się myliły, na kuchni też nie wszystko się zgadzało. Ale spokojnie. Jeszcze mają czas. Grunt, że bałagan jest już pod kontrolą. Co do wystroju, to jest to kolejny lokal, gdzie widzimy modne połączenia drewna i cegły, ozdobionych włoskimi akcentami (skuter pod sufitem rządzi J). Jest całkiem przytulnie.      
             Pracę paszczami zaczęliśmy od kieliszeczka grappy Luigi Francoli (9,80 zł). Nie mamy w tym temacie bogatych doświadczeń, ale ta grappa, to czysta przyjemność. Miodowy kolor, posmak drewnianej beczki i wanilii wzbogacający winogrona. I pomyśleć, że wybór trunku pozostawiliśmy kelnerce. Miała nosa. Wino wybraliśmy sami. Karafka Trebbiano (19,80 zł za pół litra) to kolejna przyjemność. Szkoda, że w karcie nie ma więcej informacji o tym winie. Mamy wrażenie, że było półwytrawne, co nie dziwi biorąc pod uwagę polski gust. Picie go wspominamy z uśmiechem, choć wolimy mniejszą ilość cukru.
Risotto z grzybami
           Z zamawianiem jedzenia byliśmy ostrożni, bo słyszeliśmy o hojnych porcjach. Łaszek zamówiła słynną już pastę z owocami morza (16,80 zł). Nie zapytano jej o rodzaj makaronu, a do wyboru są trzy. Trafiło się tagliatelle. Wyrabiane na miejscu i to wyrabiane z fachowością. Wystarczyłoby odrobinę oliwy lub masła i sól i już byłoby super. Do tego sporo morskich żyjątek (krewetki, ośmiornice, kalmary i małże) całkiem świeżych, to znaczy na tyle, na ile można sobie pozwolić w Lublinie. Wciąż za mało knajp zadaje sobie trud zdobywania surowców tak świeżych, jak to tylko możliwe. Wszystko było skąpane w kulturalnej ilości sosu pomidorowego, która jedynie oblepiała kluseczki. Polecamy. Gorzej wypadło risotto z grzybami (16,80 zł). Smak był bez zarzutu. Aż trudno uwierzyć, że kilka prostych składników może być tak sprawnie połączonych, ale zabrakło troski o konsystencję. To trudna sztuka, zwłaszcza przy takim obłożeniu, ale z innych recenzji wiemy, że to częsty problem. Z tym risotto jest tak, że jeśli nie trafi się w odpowiedni moment, to mamy do czynienia z kolejną michą jedzenia. Gdy natomiast uchwyci się ten ulotny, idealny czas zakończenia, to nagle okazuje się, że przeżywamy coś wielkiego. Niestety, moje risotto było za sztywne i basta.
                A więc 1:1. Zadecydować mogłaby pizza, ale wzięliśmy ją na wynos i zjedliśmy dopiero po kilku godzinach, więc nie chcemy jej oceniać. Jest po co wracać. Na chwilę obecną jeszcze nie jest to tak pyszne miejsce, na jakie zostało wykreowane, ale mocno mu kibicujemy, bo pobyt we wnętrzach rządzonych przez charakternego Włocha był dla nas przyjemnością. Niestety, nie każdy wychodzi stamtąd z takimi spostrzeżeniami, a restauracje oceniana jest codziennie, przez każdego jej gościa. Warto o tym pamiętać.

Adres: Staszica 1/ Zielona 22
Telefon: jakiś był, ale milczał, gdy go testowaliśmy
Godziny otwarcia: 8-22


Komentarze

  1. Wydaje mi się, że od włoskiego "mistrza" fachu oczekuje się czegoś więcej niż dań na skalę smakową, które możemy dostać również w ikea w takiej samej formie. Dla mnie porażka, bo od Pana Ivo oczekuje się czegoś więcej, a co do pizzy to dużo lepsza jest w rynek5. Jak dla mnie obsługa żenująca, a nadmienię, że obsługiwała mnie sama Pani menager, bądź wspoółwłaścicielka. Pyzatych chat już mamy nadto w Lublinie. Brak serca w potrawach i to wyczuje nawet laik. Wolę miejsca, gdzie czuć ciepło i atmosfera jest miła, niż gdzie na klienta patrzą tylko przez pryzmat kasa kasa kasa. A swoją drogą Auriga prowadzona przez Pana Ivo też była bardzo słaba, dopiero po zmianie właścicieli (Kardamon) można tam smacznie zjeść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna masakra... Pizza jest o wiele lepsza w Biedronce... Źal, smutek. . Obsługa jest nieporozumieniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybraliśmy się na sobotni obiad.
    Wystrój knajpy może się podobać lub nie, kwestia gustu. Mnie się podoba, mojej kobiecie nie. Klimatyzacji nie ma lub nie daje rady, gorąco, duszno. Na parterze siadać nie radzę, kelnerzy porozumiewają się z barem za pomocą wrzaskliwych okrzyków. Szybko przeszliśmy na piętro. Tu z kolei przeszkadzała nam męcząca muzyka. Niestety, jak głośniki są małe i tanie, to trzeba je nastawić na max. Wówczas zaczynają rzęzić. Utwór wyraźnie leci z mp3, co tylko pogarsza sytuację. Dobór repertuaru też nie zachwyca, jakiś tepy łomot po włosku, nie udało mi się zidentyfikować. Może właścicielowi się podoba, ale chyba tylko jemu.
    Później było tylko gorzej. Obsługa - irytująca dziewczyna, zero uprzejmości, o uśmiechu nie wspomnę. Czułem się jak kolejny balast przy stoliku, który biedna kelnerka musi przepchnąć w tym dniu. Wręcz poczułem się winny.
    Po kwadransie wjechały napoje.Woda mineralna za 11 zł to jednak przesada. Ja zamówiłem piwo. Perły nie chciałem, więc zamówiłem piwo o nazwie IVO. Dostałem perłę, tylko że drożej. Smak perły poznam bez pudła, żyję w Lublinie 50 lat, na pewno się nie mylę. Taki manewr, Panie Właścicielu, to tanie cwaniactwo. Wstyd.
    Na danie należało poczekać ponad 50 minut. Lasania była zaledwie poprawna, słabo przyprawiona, mdława. Porcja spora, ale nie zachwyciła.
    Generalnie - odradzam. Można tę stówę wydać lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem parę razy i za karzdym byłem niezadowolony z obsługi. Ostatnio zrobiłem tam rezerwację płacąc z góry wymagane 50 zł a kiedy przyjechałem na kolację okazało się że miejsca nie ma a o rezerwacji zapomnieli! Nie polecam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nam się właśnie wydaje, że to obsługa jest największym problemem Ivo. Zajrzeliśmy do tego lokalu niedawno - w połowie stycznia. Zamiast sałatki greckiej - dostała Nam się z kozim serem i Panie nie bardzo wiedziały, co z tym faktem zrobić. Na szczęście kozi ser przechodzi u Nas gładko i sałatka była dobra. Plus za dużą porcję, oliwę w dzbanku i świeży pieprz obok. Piwo lokalne całkiem niezłe, zwłaszcza ciemne, aczkolwiek właśnie ta obsługa psuje całokształt. Przydałoby się im jakieś szkolenie. Generalnie menu jest bardzo ugrzecznione, kuchnia włoska po polsku, ot co. Nic specjalnego. Chyba nie wrócimy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepszą pizze to ja sobie w domu wywałkuje.... dodam dobre dodatki, a nie tak jak w wlce modnej restauracj włoskiej Ivo tłuste podrobione salami , pieczarki pomidory na żywca położone. Co się dziwić jak od złożenia zamówienia minęło zaledwie 11min....
    Zwróćcie ludzie uwagę na syf jaki tam panuje...wystrój chłodny industrial to już kwestia gustu, ale tu się je powinno być czysto, smacznie, pachnieć jedzeniem. Pani Ivo , zaprosi Pan Panią Magdę, to nauczy jak trzeba gotować ...........

    OdpowiedzUsuń
  7. Znajomi zachwalali restaurację IVO, więc wybraliśmy się z żoną i zdecydowanie stwierdzam, że zdecydowanie przereklamowany... Po pierwsze menu jako restauracja z makaronami powinna posiadać ogromny wybór makaronów, a tu tylko 6 i lazania..... Zamówiliśmy bolonese wołowe, ale Pani już nie zapytała o rodzaj makaronu do wyboru dwa, żona zamówiła lazanie ze szpinakiem. Chcieliśmy zamówić sok świeżo wyciskany NIE MA ..., to wzieliśmy normalny i grzańca. Po 30 min Pani przychodzi i mówi, że lazani NIE MA...., ok to weźniemy pizze, pizza przyszła po 10 mim a ja dalej czekam na bolonese, po kolejnych 10 minutach JEST, JEM i co OCHYDZTWO, ja lubię majeranek bazylie i oregano ale kucharzowi utopiła się chyba wielka torebka z tymi przyprawami w moim talerzu, makraron ok. (trafiło się tagliatelle), ale zjadłem tylko troszkę ja nie jestem wybredny ale to już było zdecydowanie ponad moje normy (kto zna ten wie, że lubię mocno doprawione przyprawy).... Kończymy jeść i pytamy się Pani gdzie jest grzaniec - ZAPOMNIAŁA o nim, po 10 min. przychodzi i mówi, że NIE MA... wiec rachunek i wychodzimy. JEŻELI KTOŚ CHCE SPRÓBOWAĆ DOBREGO MAKARONU (OGROMNE MENU MAKARONOWE) TO POLECAM ZDECYDOWANIE GIUSEPPE NA HIPOTECZNEJ.

    OdpowiedzUsuń
  8. Razem z żoną lubimy Ivo. Musimy w końcu spróbować tej grappy :). Giuseppe też sobie chwalimy. Niestety indywidualnego podejścia jeszcze się nie doczekaliśmy :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz